O jeden hamulec za daleko

0
97

Dawno nie pisałem. Ale oczekiwanie na mojego nowego posta mogłoby łatwo przeciągnąć się w nieskończoność. Zamiast tego na fejsbuku pojawiłoby się zawiadomienie o pogrążonej w żalu rodzinie. A zaczęło się niewinnie…

Pojechałem, jak co dzień roboczy, do pracy. Rowerem oczywiście. Było dość zimno i ślisko, ale co z tego. „Fabryka Oficerów” w słuchawkach powoduje, że aż chce się jechać. I tylko podczas jazdy tak jakby coś nie tak działo się z przednim hamulcem.

Dojechałem jednak bez problemów, zaparkowałem w podziemiach biurowca i zszedłem tam  ponownie za jakieś dziewięć godzin (robię ostatnio nadgodziny).

Przedni hamulec stał się wyraźnie miększy – do tego stopnia, że praktycznie przestał hamować. Krótkie oględziny pokazały, że gdzieś w klamce coś się rozszczelniło i wycieka tamtędy olej. Ale czas gonił, a ja jak na złość byłem akurat dziś miałem w mieście ważne spotkanie.

Ocena ryzyka, jak się później okazało – absolutnie nietrafiona, pozwoliła stwierdzić że „z jednym hamulcem bez problemu dojadę”. Tylny działa super i jeżeli tylko nie będę jechał za szybko, to na luzaku obrócę tam i z powrotem, a potem się zobaczy.

Pojechałem zatem Kartuską w dół. Nie przekraczałem bezpiecznej prędkości, bo cały czas odruchowo próbowałem hamować przednim, trafiałem na brak oporu i to mnie trzymało w ryzach. „Paweł” – myślałem – „ogarnij się, pełno samochodów, godzina szczytu, jedź powoli”.

I być może własnie to myślenie uchroniło mnie od śmierci.

Bo kilkanaście minut po tym jak tą Kartuską zjechałem i byłem już na płaskim, nagle usłyszałem dźwięczny brzęk i poczułem, że rower nie słucha mnie zupełnie a zamiast tego jedzie dalej. Mimo że hamuję z całych sił obiema klamkami.

Nawet nie pamiętam jak się zatrzymałem. Pewnie hamowałem podeszwami butów. Jedyne co pamiętam, to ogromne zdziwienie i strach, że jednak się nie zatrzymam.

Po wszystkim od razu zacząłem sprawdzać, co takiego się stało. Długo to nie trwało. Tarcza tylnego hamulca oderwała się od ramion i została w szczękach hamulca, co pozwoliło kołu toczyć się bez żadnych oporów.

Winowajca 🙂

Gdyby stało się to na Kartuskiej, ulicy ze stromym spadkiem, wysokimi krawężnikami oraz brakiem możliwości zjazdu na bok, prawdopodobnie zatrzymałbym się na masce albo pod kołami jakiegoś samochodu. A w najlepszym wypadku (nomen-omen) – na krawężniku. Tak czy inaczej, nie byłbym dziś tak z siebie zadowolony.

Co dalej? Z buta do Tysara, tam od ręki wymienili mi hamulec i tarczę, i dalej już znów na siodełku do domu. Uboższy o dwieście złotych, ale za to bogatszy o jedno doświadczenie. I nauczkę, która mówi: „NIGDY nie jedź gdy masz niesprawne hamulce”. Nie ważne jak niesprawne, i jak ważne jest spotkanie na które jedziesz. Nie jedź i tyle.

Nie bądź mną – nie ucz się na swoich błędach. Tym bardziej że na takich niekoniecznie można się uczyć – jest bardzo duża szansa, że doświadczenia tego nie przeżyjesz. Szczególnie na jednośladzie. Do przeczytania!

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments