„Chłopi” Reymonta to jedna z niewielu lektur, którymi zaczytywałem się w ogólniaku. Kolejną była „Lalka”, ale to Chłopi właśnie znów są na topie. Jeżeli nie żyjecie w bieszczadzkiej głuszy, z pewnością dotarły do Was słuchy o nowej ekranizacji tej przebogatej powieści. Ekranizacja niezwykła, bo nie dość że nakręcona przy udziale świetnych aktorów, to jeszcze „podmalowana” – dosłownie i w przenośni – przy udziale wspaniałych artystów-plastyków. Zresztą nawet nie wiem, kto musiał brać udział przy tworzeniu takiego arcydzieła.
Po tym wstępie rozumiesz z pewnością, że gorąco polecam pójście na film do kina, z pewnością nie będziecie żałować. O ile oczywiście nie przepadacie wyłącznie za filmami z innej półki.
Dlaczego tak się stało? Z pewnością przede wszystkim mam tak wyraziste uczucia względem ekranizacji, ponieważ uwielbiam książkę. Co ciekawe jednak, gdy pisałem o „Diunie”, miałem tamtej ekranizacji „za złe”, że unaoczniła mi braki w stworzonym przez Herberta świecie. W przypadku „Chłopów” jest wręcz przeciwnie. Nie wiem dlaczego się tak stało. Może ponieważ to powieść, o ludziach, ich życiu – tylko i aż o tym? Nie ma tam tarcz jonowych, ornikopterów i podróży w czasie, ale jest miłość, nienawiść, zazdrość i rozpacz – czyli uczucia z którymi obcujemy na codzień i bez których nasze życie byłoby szare i monotonne.
Twórcy „Chłopów” nie dość, że wycisnęli z powieści wszystko co najlepsze, to tak wspaniale dobrali techniki malarskie, że dodatkowo podkreślają one szczególne momenty filmu. Gdyby zrobić to za pomocą CGI, jak w standardowych filmach, wyszłoby to może sztucznie. A tak, na przykład śmierć Boryny z mgłą ścielącą się po ziemi jak Anioł Śmierci, pierwsza schadzka Jagny i Antka, gdzie tańczą jak para żurawi, a przede wszystkim momenty, gdy sceny przechodzą w obrazy Chełmońskiego, okraszone PRZEŚWIETNĄ muzyką, wbijały mnie w fotel i niemalże wyciskały łzy z oczu. A na pewno wzbudzały uczucia. Coś, czego dawno nie doświadczyłem w kinie.
Powyżej „teledysk” zawierający niezawarte w filmie sceny. Spójrzcie jak bardzo aktorzy musieli się wczuć w swoje postaci, by móc tak grać w studio, na zielonym tle.
Ja mógłbym tak naprawdę długo i już przestaję pieć pieśni na cześć i chwałę. Jeżeli mi się uda, pójdę do kina raz jeszcze i mam nadzieję, że kiedyś wydadzą wersję reżyserską z wyciętymi scenami.
A teraz zaczynam wyliczać wady produkcji (nie tylko te, które sam zauważyłem)
Bo jest ich kilka. Pierwsza z nich to wycięte sceny.
„Chłopi” z 2023 trwają niecałe dwie godziny! Czterotomowa księga streszczona w trochę więcej niż „Nico ponad prawem”. Podczas gdy Jackson zrobił ze stustronicowego Hobbita dziewięciogodzinny tasiemiec! To straszne co tu się stało. Już nawet nie mówię o braku ściskającej za serce historii Kuby Sochy, ale nawet te wątki, które były poruszane w filmie, były okrojone tak, że bez przeczytania książki nie ma sensu, według mnie, oglądania ekranizacji.
Jednak muszę uczciwie przyznać, że jeżeli był wymagany jakiś limit czasowy, to twórcy wybrnęli z niego świetnie, ponieważ główna oś powieści została odwzorowana na ekranie. Być może powstanie kiedyś (pewnie nie, ale Panie, spraw żeby jednak tak) dłuuga wersja reżyserska gdzie jeszcze bardziej wejdziemy w szczegóły życia społeczności Lipieckiej. Ale póki co, to mamy tylko dwie godziny starannie wyselekcjonowanego „mięska”.
Aktorzy.
Wyobraźcie sobie, że w pewnej recenzji przeczytałem, że aktorzy są tacy sobie. Akurat Baka to wiadomo – klasa światowa i nikt sobie nim nawet nie śmie buzi wycierać, ale narzekania na Jagnę i Antka. Bo Jagna w książce była rosła i przy sobie, a Antek w filmie mógłby być wyższy…
Według mnie nie ma nawet dyskutować o takich zarzutach. Gdyby wybrano osoby, które odpowiadałyby wyglądowi i kanonom piękna mieszkańców wioski z końca dziewiętnastego wieku, to byłoby to zupełnie niezrozumiałe dla dzisiejszego widza. A żartobliwie odpowiadając na podobne zarzuty – gdyby Jagnę zagrała Murzynka, to dyskusji o złym wyborze aktorki w ogóle być by nie mogło. Tak więc psy szczekają, a na szczęście karawana pognała dalej.
Mnie, laikowi, gra aktorska bardzo się podobała. Wg mnie świetnie zagrali i dobrani byli wszyscy główni aktorzy, a z drugoplanowych(?) najbardziej zrobiła na mnie wrażenie pani Dorota Stalińska w roli Jagustynki.
Język
Szkoda tylko, że aktorzy ubrani byli w świetne stroje, scenografia bajerancka, podkolorowana jeszcze malarstwem, ale brakowało mi specyficznego języka, którym tak wspaniale szermował Reymont. Zdania gwarowe były wplatane w teksty, ale było ich zbyt mało i dużo bardziej ucztowałbym duchowo, gdyby aktorzy wygłaszali wszystkie kwestie w gwarze. Zdaję sobie sprawę, że zbyt trudne słowa byłyby niezrozumiałe, ale jestem przekonany że osoba odpowiedzialna za dialogi potrafiłaby takiej pułapki uniknąć.
Spotkałem się też z zarzutami o zmianę charakteru Jagny.
Według mnie właśnie film podkreślił tragizm tej postaci i jasno pokazał to, co nie wynikało może szczególnie wprost z kart powieści. Już w ogólniaku broniłem Jagny twierdząc, że była ona krzywdzona przez całą wieś – począwszy od matki, poprzez Borynów, a skończywszy na całym wiejskim motłochu wywożącym ją poza sioło. Film potwierdził moją wizję i dlatego mi się podoba 🙂 Bardzo mi się też podoba zakończenie, tak różne od losu Jagny w powieści. Jest optymistyczne, a w połączeniu znów z technikami malarskimi oraz przewspaniałym utworem końcowym wyciska wręcz łzy z oczu. W powieści końcówka też wyciskała, ale z innego powodu.
— Pokażcie mi drogę do Szymków! — prosił dziad dźwigając się na kule.
— Nie zażyjecie u nich wywczasu! Tam jeno płacz i zgryzota! — szepnął Mateusz.
— Jagusia chora jeszcze? Powiadały, jako się jej cosik w głowie popsuło…
— Nieprawda, leży jednak cięgiem i mało wiele o bożym świecie pamięta!
Kamień by się nad nią zlitował! O ludzie, ludzie!
— Żeby tak zatracić duszę chrześcijańską! Ale stara pono skarży całą wieś?
— Nic nie wskóra! Wszystkie postanowiły, całą gromadą, prawo mają…
— Straszna rzecz gniew całego narodu, straszna! — Jaże się wstrząsł.
— Juści, ale głupia i zła, i niesprawiedliwa! — wybuchnął Mateusz i podprowadziw-
szy go pod chałupę sam zajrzał do środka, ale rychło wyszedł obcierając ukradkiem łzy.
O tym filmie można dyskutować naprawdę długo. Malkontenci będą się czepiać zawsze i do wszystkiego. Zamiast tego powinniśmy się cieszyć, że najpierw Reymont napisał powieść, za którą dostał Nobla, a teraz jest szansa na jednego czy dwa Oskary. A co tam Nobel, co Oskary, przede wszystkim – cieszmy się, że możemy cieszyć się tak piękną powieścią przełożoną w cudowny sposób na język ekranu. Jeżeli nie wiecie co zrobić w ten czy kolejny weekend, a jeszcze grają „Chłopów” w kinach, koniecznie się wybierzcie. Jak nie grają, może warto raz jeszcze przeczytać? 🙂