- Projekt Indie #1 – Wprowadzenie
- Projekt Indie #2 – Lądowanie
- Projekt Indie #3 – Garść porad dla podróżnych
- Projekt Indie #4 – Byle jakoś(ć)
Ostatnio przeżywamy (moja firma) boom na Indie. Z jakichś powodów kraj ten jawi się jako Graal i Mekka w jednym, zatem zatrudniamy tam na potęgę*. Zatrudnienie wiąże się z wdrożeniami, spotkaniami i tak dalej, a już dawno przekonałem się, że choćby najlepiej zorganizowane spotkania online nie zastąpią dyskusji twarzą w twarz. To wręcz różnica jak między niebem a ziemią i nie będę dalej pisał na temat tak oczywisty. W każdym razie coraz więcej ludzi stąd tam jedzie. Mają oni podobne rozkminy i problemy, które miałem ja przed moim pierwszym wyjazdem.
Poradniki w stylu „co zabrać na wycieczkę do Indii” istnieją i zawierają szeregi cennych porad, ale nie znalazłem tam wszystkiego czego sam bym szukał, stąd garść grosiaków ode mnie.
1. Wiza
Aby wjechać do Indii potrzebna jest wiza. Na szczęście da się ją zrobić online na oficjalnej stronie rządowej. Podaję link ponieważ gdy wpiszesz frazę „wiza indyjska”, pojawi się mnóstwo stron pośredników, którzy co prawda trochę ułatwią formalności, ale wystawią za to słony rachunek. A jeżeli tylko znasz angielski (nie trzeba biegłości)), dasz radę wypełnić wniosek samodzielnie. Musisz się tylko przygotować na pytanie o adres pobytu w Indiach (czyli adres hotelu, dość zagmatwany jak na europejskie standardy) czy narodowość dziadka (nie ujawniaj Pakistańczyka w rodowodzie! :)).

Musisz także posiadać skan zdjęcia w odpowiednim formacie, a na koniec uiścić opłatę zależną od typu wizy. Jeżeli jedziesz służbowo, wybierz oczywiście wizę biznesową, płatną dużo drożej niż turystyczna, ale uprawniającą do wielokrotnego przekraczania granicy w ciągu roku. Jeżeli płacisz z własnej kieszeni, bierz najtańszą, turystyczną.
Pamiętaj tylko, że aby otrzymać biznesową, wymagany jest list-zaproszenie z firmy, do której jedziesz.
Formularz można zapisywać w trakcie i wracać do niego później, a sama strona choć wygląda topornie, to jednak jakoś tam działa. Jeżeli wypełnisz go w biurze, możesz od razu zapłacić kartą firmową i następnego dnia wniosek powinien zostać zatwierdzony, a Ty otrzymasz promesę wizy (nie samą wizę, tę wbiją dopiero na lotnisku w Delhi lub innym miejscu przekroczenia granicy). Pamiętaj, aby potwierdzić, że wasz wniosek jest rzeczywiście „approved” – wszystkie szczegóły będą podane w dość czytelny sposób (z lat 90. ub. wieku, ale zawsze).
2. Szczepienia
Na temat Indii krąży wiele plotek i pogłosek. Malaria, jakieś tam febry, cholery czy inne paskudztwa. Musisz się jednak zastanowić, po co i gdzie jedziesz. Jeżeli tylko do Delhi, to nie ma żadnych obaw. Jedyne czego możesz się tam nabawić, stołując się w restauracjach i hotelach, to rozwolnienie. Jednak lekarze zalecają szczepienia związane chociażby z żółtaczką, durem brzusznym, cholerą (jeżeli będziesz wyjeżdżać poza miasto), a nawet jakieś tam tabletki przeciw malarii.
Moja rada to pojechać do poradni chorób tropikalnych (w Trójmieście mamy taką w Gdyni) i tam kompetentny lekarz wyjaśni zagrożenia, zaleci szczepionki i od razu będzie można je tam przyjąć. Wizyta pierwsza kosztuje stówkę, każda kolejna 50 złociszy. Szczepionki od stówki do kilku. Ja przyjąłem zasadę, że za darmo i sól słodka, więc zaszczepiłem się na to, na co polecał lekarz i jestem zdrowy, więc podziałało 🙂 (co za logika:))
Pamiętaj tylko żeby pojechać do poradni jak najszybciej, bo niektóre szczepienia są wieloetapowe i im szybciej je przyjmiesz tym lepiej.
3. Lekarstwa
Strzeżonego Pan Bóg strzeże i nawet jeżeli jesteś twardzielem, to lepiej jednak w jakieś tam lekarstwa się zaopatrzyć. Na pierwszy wyjazd wziąłem także probiotyki, których jednak nie przyjmowałem już przy kolejnym wylocie. Warto wziąć węgiel czy jakieś tam stoperany, bo mimo że mają tam apteki, to jednak dużo wygodniej mieć leki ze sobą (tylko pamiętaj – w rejestrowanym, nie podręcznym!).
Tak naprawdę jednak to większość opowieści z tymi zatruciami jest przesadzona, szczególnie jeżeli jedziesz służbowo i na krótko. Z żoną byliśmy tam ostatnio trzy tygodnie i jedliśmy w większości na straganach ulicznych (jedzenie tamże jest wręcz świetne i często lepsze niż w restauracjach). Uważaliśmy tylko bardzo, żeby nie pić nieprzegotowanej wody (i unikaliśmy oczywiście lodu), poza tym, jeżeli widzisz, że jedzenie jest gorące, z dużą ilością ostrego sosu, nie ma co się obawiać tylko próbować ichniej kuchni – jest przepyszna.

Do tej kategorii zaliczyłbym także maskę przeciwpyłową, jeżeli jedziecie do Delhi w zimie. Wtedy nie wieją tam mocne wiatry i nad miastem zalega smog, którego nigdzie indziej nie doświadczyłem. Dość powiedzieć, że gdy sprawdzam teraz mapę zanieczyszczeń powietrza, najgorszy poziom cząsteczek PM2.5 w Gdańsku to 35um a w Delhi normy przekroczone są o… ponad 11 tysięcy procent. Przy tak ogromnym zanieczyszczeniu dłuższy spacer to naprawdę problem i jeżeli masz jakieś obawy o swoje płuca, warto taką, atestowaną, maseczkę wziąć. W lato nie jest już tak źle, wieją wtedy duże wiatry, które rozwiewają zanieczyszczenia (choć sam smog nadal jest, tylko dużo słabszy).
4. Alkohol
Dobrym wspomagaczem w walce z ew. bólami brzucha jest alkohol w dowolnej formie. Na lotnisku w Warszawie można skorzystać z biletu i kupić butelki bezcłowo. Jest tam kilka sklepów, a ceny różnią się między nimi znacznie i warto pochodzić przed dokonaniem zakupu, można znaleźć fajne okazje cenowe. A potem wieczorami miło usiąść ze szklaneczką i odkazić się odrobinę 🙂

Alkohol jest też do kupienia w samych Indiach. Sklepy nie są tak powszechne jak u nas, ale jednak są. I tak np. ceny whisky to od 40pln za paskudnika jakiegoś, przez 60 za dobrą (ja mam obniżone standardy, ale była naprawdę znośna), po ponad 120 za jakąś markę znaną z Europy (ceny za 0.7l).
Piwo wychodzi drożej, puszka najtańszego, pszenicznego to 9 złotych sztuka. Wino także drogie, butelka standardowego, które w Polsce oceniam na 16pln w Biedronce, tam za 40pln w górę.
5. Ubiór
Tu znów ważne kiedy jedziesz. W Delhi w najzimniejsze miesiące (styczeń) mamy ok. 19 stopni w dzień i nawet do 5 w nocy, a wieczorami kilkanaście. Ja chodziłem wszędzie w spodenkach i bluzie, ale żona zakładała już kurtkę.

W lato (np. maj) temperatury dochodzą do 46 stopni i jest naprawdę gorąco. O tyle dobrze, że sucho a nie wilgotno, więc da radę wytrzymać. Warto wtedy wziąć jakieś tam kremy ochronne, kapelusz, itp.
Do niektórych świątyni nie da rady wejść „na krótko” – np. do Sikhów, ale wtedy zazwyczaj można tam wypożyczyć nakrycie głowy czy długie spodnie. U Sikhów za darmo, a w wielkim meczecie w Delhi za 300 rupii za sztukę (zdzierstwo niesamowite). Planując zatem wizyty w tego rodzaju obiektach sprawdźcie co jest wymagane i ubierzcie się stosownie.
W lato chodziłem tam w sandałach, w zimę w sportowych. My dużo chodzimy, wychodząc z założenia że fajnie jest zobaczyć jak ludzie zwyczajnie żyją na osiedlach, dlatego buty powinny być wygodne. Jeżeli zamierzacie jeździć (taksówki i metro są bardzo tanie), to nie jest może tak ważne.
6. Lot
Z Gdańska najdogodniejsze są loty Gdańsk-Warszawa a następnie Warszawa-Delhi. Lot do Indii trwa wtedy 7-8 godzin. Należy pamiętać, że linie lotnicze LOT dają możliwość odprawy online na 36 godzin przed godziną startu i warto skorzystać z tej opcji, żeby wybrać najdogodniejsze miejsce.

Sam lot przebiega w dość miłej atmosferze, z dobrym jedzeniem, darmowymi przekąskami i napojami – nawet niskoalkoholowymi. Do tego samoloty wyposażone są w systemy multimedialne z nowościami filmowymi, jakąś muzyką i prostymi grami, którymi można zabić czas.
W ciągu tych 8 godzin przez jakiś czas wyłączone jest światło, co w połączeniu z godziną odlotu wzmaga senność. Na siedzeniu znajdziecie poduszkę i koc do przykrycia, ale jeżeli lubicie to można wziąć rogala do ustabilizowania głowy podczas snu. Ja nigdy nie korzystałem ale wiem, że ludzie tak robią. Na lotnisku oczywiście rogala można kupić, ale nie po taniości.
7. Przylot
Standardowo, na lotnisku będziesz albo bardzo późno w nocy (czasu polskiego) albo bardzo wczesnym rankiem 🙂 Czyli najprawdopodobniej zmęczony. A teraz najgorsze – pierwsze zderzenie z indyjską biurokracją. Najpierw nie zapomnij wypełnić świstka papieru, na którym opiszesz gdzie będziesz mieszkał itp. – czyli podasz wszystkie te informacje, które urząd imigracyjny ma zapisane w Twoim podaniu wizowym.

Potem przejdziesz do urzędnika. Ten zazwyczaj średnio gada po angielsku (albo wymawia słowa w niezrozumiały sposób). Jednak niewiele i się od Ciebie wymaga. Daj świstek, promesę, paszport, spojrzyj się w kamerkę i nie śmiej za mocno, a będzie Ci dane 🙂 To znaczy będzie Ci wbite.
8. Lotnisko
Po przejściu przez bramki możesz przejść od razu do wyjścia z lotniska. I jeżeli jedziesz na krótko (tydzień?), w celach biurwowych, możesz iść. Jeżeli jednak chciałbyś zaopatrzyć się w pieniądze, to warto to zrobić tutaj (patrz sekcja „Bankomaty”). Podobnie z kartą SIM do telefonu (sekcja „Telefon”). Koniecznie też rzuć okiem na plansze z rozpisanymi kosztami transportu (sekcja „Naciągactwo”) i wyjdź na zewnątrz do taksówki.

Na lotnisko nie może wejść nikt bez biletu, więc nawet zamówiony taksówkarz będzie stał przed budynkiem, a nie w środku. Jeżeli pojechałeś z firmą, to na pewno zamówili Ci transport, taksiarz wie gdzie jechać i pozostaje Ci oddać mu walizkę i iść za nim na wielopiętrowy parking, a potem obserwować powoli rosnący ruch uliczny.
9. Bankomaty
Z tego co wiem, wwóz, a co za tym idzie wywóz Rupii Indyjskich (INR) jest nielegalny. Poza tym tak egzotyczna waluta z pewnością w Polsce Ci się nie przyda. Warto zatem skorzystać z gęstej sieci bankomatów do pozyskania gotówki już na miejscu. I tutaj uwaga – jak zwykle w Indiach będziesz poddawany próbom oszustwa. Nawet przez banki. Tyle, że one mają na tyle mocną pozycję, że bez problemu oszukają Cię, jeżeli tylko będą chciały.
Teoretycznie, jeżeli Twoja karta debetowa pozwala na wypłatę gotówki za granicą bez prowizji (np. Revolut czy Pekao, z których korzystaliśmy, do równowartości ok. 800 złotych), to nie powinieneś nic płacić (jeżeli tylko nie pomylisz się na przyciskach w bankomacie – LINK), albo być poinformowany o dodatkowej prowizji.

Jednak w praktyce niektóre banki nie informują i po prostu pobierają haracz. Liderami są Punjab National Bank, który pobiera opłatę 150INR i nawet na wyciągu jej nie umieszcza oraz Kotak Bank, który nie wyświetla informacji o pobieranej opłacie. Z kolei np. Citi Bank czy Yes Bank jasno informują o prowizji (200-300INR od jednorazowej wypłaty). Ostatecznie najlepiej korzystać z dużych banków – np. Central Bank of India czy State Bank of India. Od wypłaty z tych bankomatów nie płaciliśmy prowizji.
A jeżeli już musisz wypłacić, to idź do Punjabu, skroją Cię po cichu, ale najmniej 🙂 Jeżeli do tego wypłacisz maksymalną dozwoloną kwotę (10k INR), to te 8 złotych nie będzie problemem.
10. Gotówka czy karty?
Po co w ogóle gotówka? Indie aspirują do kraju nowoczesnego i w każdej restauracji i dużej ilości sklepów zapłacisz kartą. Jednak trzeba doczytać dopisek małym druczkiem: „nie obsługujemy kart międzynarodowych”. Cokolwiek to „międzynarodowe” w ogóle znaczy, dla Ciebie to informacja, że karta z Polski nie zadziała. Tak więc warto mieć gotówkę na podorędziu.
Podobnie z kupowaniem na ulicy i straganach – tam zobaczysz dużo smacznych i ciekawych rzeczy, pewnie będziesz chciał kupić pamiątki dla rodziny – walutę zawsze warto mieć.
11. Wymiana dóbr
Jeżeli cena jest ustalona z góry (np. w restauracjach), no to płacisz (zazwyczaj więcej niż w karcie, bo doliczą podatki i często obowiązującą usługę serwisową). Jeżeli kupujesz jedzenie w opakowaniu, prawie zawsze masz cenę wyrytą na plastiku i stałą w całym mieście (a może nawet i kraju, nie wiem). Np. litrowa butelka wody to zawsze 20INR, litrowa coca-cola 40INR, litrowy sok jabłkowy 120INR, mała paczka orzeszków 10INR i tak dalej.
Jeżeli jednak kupujesz na ulicy czy straganie to jest trochę inaczej.
Zazwyczaj jedzenie w „jedzeniorykszach” też ma ustaloną wartość i nie będą Cię raczej naciągać. Zresztą i tak jeżeli chcesz tam zjeść, idź tam gdzie jest dużo ludzi. A zanim dojdziesz w kolejce do obsługi, zobaczysz ile co kosztuje. Zwyczajowo danie nie przekracza 50INR. Herbata masala (masala czaj) to koszt 10INR lub 20INR w zależności od wielkości pojemnika.

Pamiątki to już w ogóle wolna amerykanka. Wszędzie będą Ci chcieli wcisnąć „paszminy”. Zazwyczaj ceny rozpoczynają się od 3-4 tysięcy INR za szmatkę, a możesz skończyć swoje targowanie na 700INR za sztukę. Myśmy takie ceny mieli, a nie uważamy się za mistrzów handlu. Zresztą dokładne wartości nie są istotne. Przede wszystkim pamiętaj, że cena początkowa to kilkukrotna przebitka dla turysty. Jeżeli nie będziesz okazywał zainteresowania kupnem, ta cena będzie szybko spadać. A zazwyczaj, jeżeli nie kupisz u jednego sprzedawcy, dwa kroki dalej jest kolejny.
Bardzo ważna uwaga – nigdy nie korzystaj z usług (np. transportu) jeżeli nie znasz ceny. Cenę ustalasz przed wykonaniem roboty – i to żelazna zasada. Inaczej będziesz mógł być postawiony w bardzo nieprzyjemnej sytuacji. Mieliśmy tak raz ze swoją grupą – chcieliśmy przejechać się po Starym Delhi, miałem spytać się rykszarza o cenę, ale on tak umiejętnie mnie wymanewrował, że zapomniałem, wsiedliśmy i pojechaliśmy. Przewiózł nas po sklepikach, z których dostaje prowizje (to kolejna rzecz na którą musisz uważać), a po 1.5h krzyknął 1000INR za głowę plus napiwek. Ostatecznie dostał 500INR za całość, ale sytuacja nie była przyjemna i można jej było uniknąć przy wcześniejszym ustaleniu opłaty.

12. Telefon
Jeżeli jedziesz na tydzień, do pracy, to większość czasu spędzisz albo w biurze albo w hotelu. W obu miejscach będziesz miał wifi. Jeżeli jednak chciałbyś pochodzić po mieście, warto mieć ze sobą działający telefon – czy to by sprawdzić mapę, czy zamówić taksówkę.
Wyrobienie karty w mieście nie jest prostą sprawą. Wymagany jest paszport, ale także numer referencyjny, czyli ktoś z Indii kto za Ciebie poręczy i będzie przesyłać wysyłane podczas aktywacji kody. To upierdliwy proces i dużo łatwiej załatwić kartę na lotnisku. Tam, teoretycznie, nie powinno być z tym problemu.
Jednak z opinii na temat sklepu Airtel przy terminalu wynika, że po pierwsze kroją tam turystów na kasę, a obsługa jest straszna. Mimo to, to jedyne miejsce gdzie możecie wyrobić kartę bez numeru referencyjnego. Alternatywą jest poprosić jakiegoś Indusa z biura o pomoc.
Karta SIM z abonamentem na miesiąc (nielimitowane rozmowy i smsy w Indiach, do tego 20GB Internetu) to około 300INR w Airtel oraz 250INR w Jio. Z doświadczenia polecam tę drugą sieć, mieliśmy z nią mniej problemów – internet był bardziej stabilny.
13. Transport
Delhi jest znakomicie skomunikowane poprzez metro. Polecam pokój w hotelu położonym opodal stacji kolejki. Bilety są tanie (20-60INR, średnio 30), pociągi częste. Jedyny problem to kontrole bezpieczeństwa – w godzinach szczytu powodują ogromne korki do wejścia na popularnych stacjach.
Na każdej stacji (na której byłem) można było skorzystać z biletomatu akceptującego karty płatnicze z Polski. Jest to ważne, ponieważ biletomaty nie zwracają reszty i jeżeli nie masz banknotów odpowiadających kwocie do zapłaty, to nie uda Ci się kupić biletu. Na niektórych stacjach znajdziesz nawet specjalnych ludzi siedzących przy biletomacie i wtedy dajesz mu powiedzmy 500INR, a on ze swojego zwitka zapłaci za Ciebie 60INR, które żąda biletomat, a Tobie zwróci 440INR. Jeżeli takiego człowieka nie ma, możesz iść do kasy metra i kupić bilet tam. Tak więc do wyboru do koloru 🙂

Ponadto możesz skorzystać z Ubera. Działa bardzo dobrze, najczęściej korzystaliśmy z jego pośrednictwa. Nawet, jeżeli chcesz zamówić np. tuk-tuka z ulicy, to warto sprawdzić na Uberze ile mniej więcej taki kurs by kosztował. Oczywiście rykszarz uliczny na początku postawi cenę kilkukrotnie wyższą, więc po co przepłacać?
Poza tym, jeżeli nawet wytargujesz się, to może Cię przewieźć w taki sposób, że odechce Ci się jazdy autorikszą. Mieliśmy raz taką przygodę, gdy kierowca jechał jak szatan – dusze mieliśmy na ramieniu. A kierowcę Ubera możesz „ukarać” gwiazdką albo nagrodzić napiwkiem, więc starają się trochę bardziej niż ci z ulicy.
Taksówką możesz także dojechać do innego miasta. Kurs do Dżajpuru, 7 godzinna udręka (240km drogi…), kosztował nas 5000INR, co pewnie było i tak zawyżoną ceną, bo kierowca był dla nas niesłychanie czuły i polecał się na przyszłość :P, ale nadal jest to cena dostępna i jeżeli nie chcesz się telepać autobusem, a nie jesteś szczęściarzem, któremu udało się zamówić bilet kolejowy, to nic innego Ci i tak nie zostanie.

Ponieważ kolej indyjska jest ogromna, potężna, ale jak dużo rzeczy w tym kraju, niesłychanie utrudniona dla turystów. Aby kupić bilet kolejowy nie dość, że musisz przejść dość trudny proces rejestracji, to potem jeszcze zakup biletów z dnia na dzień jest praktycznie niemożliwy (a przynajmniej na popularnych trasach, na których chcieliśmy jeździć). Musisz to robić z wyprzedzeniem, więc pozostaje autobus albo taksi.
Autobus z kolei jest, powiedzmy, okej – można kupić bilety, ale jeżeli nie masz doświadczenia, to będzie to trudne do ogarnięcia. A i bilety nie były jakoś specjalnie tanie (może znów takie tylko dla turystów? Nie wiem).
Podsumowując – po mieście najłatwiej metrem i taksówkami, poza miastem najłatwiej taksówką, najwygodniej i najlepiej pociągiem, jeżeli dostaniesz bilet.
14. Naciągactwo
Jeżeli przeczytałeś poprzednie rozdziały, to kojarzysz już mniej więcej o czym chcę powiedzieć. W Indiach musisz pilnować się na każdym kroku. Każda najmniejsza uprzejmość może być podyktowana chęcią zarobienia na Tobie. Co więcej – naciągać Cię będą nie tylko zwykli ludzie, ale także banki czy sam rząd. Tyle że ci ostatni, w świetle (albo półcieniu) prawa. O nich jednak nie mówimy, skupmy się na ulicy.
Biały na ulicy dużego miasta dla tubylców wygląda jak chodząca skarbonka. Co ciekawe, im bardziej turystyczne miejsce, tym więcej różnego rodzaju naganiaczy i oszustów. Na swojej wycieczce chodziliśmy po różnych miejscach i najmniej osób chciało nas naciągnąć w zwykłych dzielnicach mieszkalnych itp. Co więcej, normalny, ciężko pracujący Indus to bardzo życzliwy i uśmiechnięty człowiek. Z chęcią pozuje do zdjęć, sam chce zdjęcie z Tobą. Gdyby nie właśnie ci zwykli, fajni ludzie, nie chciałbym jechać do Indii nigdy więcej.

Ale poza tymi życzliwymi są też nie-życzliwi, którzy chcą na Tobie zarobić. Po kilku dniach wprawy łatwo ich rozpoznać. Na przykład często przedstawiają się słowami „ja nie jestem sprzedawcą, ale…”. Inni chcą pokazać Ci coś bardzo ciekawego (np. market). Jeszcze inni udają pomocnych i zaczynają od zdania „schowaj telefon, tu jest bardzo niebezpiecznie”, albo jakiejś podobnie brzmiącej, niby to płynącej z głębi serca, rady.
Najlepszą obroną przed nimi jest po prostu branie tego z przymrużeniem oka. Zachowują się nachalnie, ale w żadnym wypadku wrogo, wystarczy najczęściej powiedzieć, że wiesz jak to jest, bo jesteś tu już po raz piąty, a szybko się ulotnią, poszukać innego, bardziej naiwnego.
15. Jedzenie
O jedzeniu też trochę już powiedziałem wcześniej. Ludzie wyjeżdżający do Indii zazwyczaj boją się, że dostaną zatrucia pokarmowego. Jeżeli jednak zachowujesz podstawowe zasady bezpieczeństwa, nie masz się czego obawiać. Sztandarowym przykładem jest moja żona, która ma dość wrażliwy żołądek, a jednak w Indiach czuła się dużo lepiej niż po niejednej polskiej restauracji.Przede wszystkim trzeba uważać na wodę. W hotelu i tak jest butelkowana, na ulicy także ją kupisz, ale jeżeli np. chcesz kupić sok owocowy z budki przy drodze, zaznacz głośno, że wody nie chcesz. Pamiętaj, że lód także robiony jest z wody 🙂

Samo jedzenie w hotelach jest nietrujące 🙂 Co prawda nie mogę się przyzwyczaić do śniadań indyjskich, brakuje mi bekonu na jajecznicy 🙂 Ale mają tam bardzo dobre sosy, warzywa, placki, można sobie coś wybrać.
Na ulicy kieruj się tam, gdzie kupuje dużo ludzi. Jedzenie jest tam świeże, poproś żeby było gorące i nic Ci się nie stanie, zapłacisz całe nic, a najesz się naprawdę ze smakiem.
W miarę jak będziesz się czuł coraz pewniej, sam zobaczysz co bardziej Ci smakuje i gdzie lubisz kupować najbardziej. Na przykład z naszej obserwacji wynika, że najlepszą herbatę masala kupisz u starszego dziadka z brodą 🙂

16. Powrót
Loty bezpośrednie Delhi-Warszawa rozpoczynają się rano. Wylot planowy to coś koło siódmej czasu lokalnego. Wydawałoby się, że przyjazd o 5 na lotnisko załatwi sprawę. Nic bardziej mylnego. Jeżeli chcesz mieć komfort psychiczny, przyjedź już o 3. Kolejki, wielokrotne sprawdzanie papierów (po co???), to wszystko powoduje że przyjeżdżając później będziesz się bił z myślami – zdążę? czy może nie bardzo? Jeżeli nie lubisz takich sytuacji, przyjedź wcześniej i na spokojnie wystój swoje.
Lotnisko w Delhi jest o tyle fajne, że nie czepiają się do napojów. Wniosłem legalnie przez kontrolę litrową colę i nikt nie powiedział złego słowa. Przy bramkach są też nie tylko krzesełka, ale i leżanki – jeżeli będziesz wcześniej, zajmiesz jedną i nawet może się zdrzemniesz.
17. Koniec?
Gdy myślę o Indiach i moich przygodach tamże, zawsze biją się we mnie dwie myśli. Po pierwsze te wszystkie negatywne rzeczy, wiedzą o których podzieliłem się choćby w tym artykule. Po drugie, życzliwość zwykłych ludzi, egzotyka tego kraju, atmosfera gościnności którą tam wyczuwałem.
Myślę, że bez tego drugiego, wycieczki do Indii byłyby bez sensu i nikt by tam nie wracał. A ja jednak wróciłem z chęcią i mam wielką nadzieję, że jeszcze tam pojadę. Wrócę do zabytków, pięknego kraju, a przede wszystkim, życzliwych i miłych ludzi, którzy uśmiechają się do Ciebie mimo biedy i tego wszystkiego co ich otacza.

Jedź tam i baw się dobrze, czerp jak najwięcej z tego co tam napotkasz.
I to chyba wszystko na dzisiaj. Z pewnością ominąłem wiele spraw – można o nich poczytać na blogach profesjonalnych podróżników. Ja opisałem tutaj tylko swoje przemyślenia i rzeczy, o których chciałbym wiedzieć przed moim pierwszym wylotem do Indii.
Miłego wyjazdu:)
*Znacie mnie, tego rodzaju przejaskrawienia to coś co lubię i często stosuję