Magiczne słowo „przepraszam”. Z jednej strony może otworzyć prawie każde drzwi, załagodzić prawie każdą sytuację. Z drugiej, jego użycie jest wśród Polaków tak częste jak użycie nici dentystycznej. Szczególnie, jeżeli wypada przeprosić kogoś obcego.
Najczęściej widać to na drodze. Nie dalej jak wczoraj pewien pan w wieku mojego taty wyprzedzał mnie swoim Berlingo. Zrobił to w tak delikatny sposób że mało nie wywróciłem się na okalającym drogę krawężniku. Zazwyczaj w takiej sytuacji jestem bardzo zdenerwowany i jadę dalej, bo nienawidzę kłócić się z kierowcami (a w stresujących sytuacjach wyrzut adrenaliny powoduje we mnie agresję i nie chcę w tym stanie rozmawiać). Tym razem jednak miałem okazję ochłonąć, ponieważ jakieś 300 metrów dalej zaczynał się korek i zanim dojechałem byłem już spokojny.
Stanąłem obok Berlingo i zacząłem mówić. Spokojnie, choć myślałem, że Pan szyby nie otworzy – patrzył się twardym wzrokiem w dal i miał mocne postanowienie ignorowania mnie. Jednak po moim pytaniu – „czy chce mnie Pan zabić?” nie wytrzymał i wystudiowanym ruchem paluszka otworzył swoją elektryczną szybę po czym wdał się ze mną w dyskusję.
Nie trwała ona długo, ponieważ na jego argumenty nie znalazłem żadnego kontruderzenia. Zmiażdżył mnie on bowiem krótkim pytaniem:
„nawet cię nie dotknąłem, jaki problem?”.
Przez krótką chwilę poczułem że umiera cząstka mnie. Jak zwykle, gdy spotykam się z głupotą tak wielką że stoję oniemiały. Myśli krążą i nie wiem co dalej. Czy gdybym wyjął pistolet i strzelił mu 10 cm obok czerepu, to czy także nie widziałby problemu? Przecież nic się nie stało, prawda?
Pytanie „nawet cię nie dotknąłem, jaki problem” stawiam obok szlagierów „miałam pierwszeństwo bo jechałam prosto”, „wjechałem na to rondo, ale zostawiłem ci miejsce” oraz „miałem pierwszeństwo bo jechałeś na jednokierunkowej”.
Stany świadomości kierowców polskich to wielka zagadka, ich wiedza i wyobraźnia już zagadkami nie są. Żenująca ich jakość nie da się w żaden sposób ukryć. Jednak ten drogowy wstęp stanowi tylko przydługie tło do myśli z pierwszego akapitu.
Ponieważ ja nie podjechałem do pana w Berlingo żeby się kłócić. Chciałem tylko, żeby zrozumiał, że zrobił źle. Chciałem być tak uprzejmy jak tylko można. Nie dać mu żadnego pretekstu żeby pomyślał o „tych pieprzonych lajkrowych pedalarzach” jako o kimś kto chce odebrać mu jego cenne sekundy stania w korkach. Chciałem, żeby powiedział coś w rodzaju – „wie pan co? Ma pan rację. Mogłem chwilę poczekać. Przepraszam”.
Jeżeli usłyszę kiedyś w takiej sytuacji słowo „przepraszam”, daję słowo – będziecie o tym wiedzieć. Ale nie zanosi się.
Polak, który popełnił błąd, popełni tysiąc dalszych żeby tylko udowodnić, że tego błędu jednak nie popełnił. Zrobi wszystko, sklnie każdego, pokaże się ze swojej najgorszej strony tylko po to, żeby nikt nie zobaczył, że zrobił coś nie tak. Z jakiegoś powodu słowo „przepraszam” parzy go w usta, i raczej wyrzyga on (lub ona, mamy przecież równouprawnienie) wiązkę obelg z paskudnego rynsztoka niż przeprosi.
Podobnie jak ostatnio pani „psiara” (ale nie mówię o jabłku) z ukochanym lulusiem na smyczy. Luluś jest grzeczny i pana nie ugryzie, a że oślinił swoim pyskiem pana dresiki? Jaki to problem, przecież wyschną, prawda? A jeżeli znajdziesz jakieś argumenty na te złote słowa, to bądź pewny – pani i tak nie znajdzie w sobie winy. Na pewno stałeś na środku chodnika, albo czepiasz się, albo „co to za problem, przypier*ala się pan niepotrzebnie”, albo tysiąc innych, tylko nie to, że „no tak, rzeczywiście – przepraszam pana bardzo” – co kończyłoby sprawę.
Jeżeli dotrwałeś do tego miejsca, prawdopodobnie nie jesteś tym stereotypowym Polakiem. A jeżeli jednak i nadal uważasz, że przeprosiny czynią cię mięczakiem, to zastanów się choćby nad rachunkiem zysków i strat. Co osiągniesz upierając się przy swoim za wszelką cenę? Co możesz stracić?
Wyobraź sobie scenki, gdy:
- Twój luźno puszczony pies obwąchuje kogoś, kto sobie tego nie życzy
- Przejechałeś w niebezpieczny sposób obok rowerzysty i spowodowałeś zagrożenie na drodze
- Ktoś zwróci Ci uwagę, że parkujesz na dwóch miejscach parkingowych
- Podejdzie do Ciebie człowiek, którego ochlapałeś przejeżdżając obok niego samochodem i powie Ci o tym
Jak byś się zachował? Jeżeli odpowiedziałeś:
- Wypierałbym się i utrzymywał że facet sam swoje śmierdzące spodnie obślinił
- Odpowiedziałbyś „przecież cię nie potrąciłem, jaki problem?”
- Zapytałbyś „a wpierdol nie chcesz?”
- Zignorowałbyś go totalnie
To naprawdę nie jest z Tobą ok. W każdym z tych przypadków była to Twoja wina i najmniejsze co możesz zrobić to przeprosić grzecznie i spytać się czy możesz jakoś pomóc. Uwierz mi – na tym się skończy. W Polsce nikt nie jest przygotowany na tak grzeczną odpowiedź i speszony nią powie, że nie ma sprawy i pójdzie sobie dalej.
Kończę na dziś, nie mając zbytnio nadziei że moje gadki cokolwiek kiedykolwiek zmienią. Podstawowe uczucie, które powinno kierować ludźmi to zwykła przyzwoitość i życzliwość. Jeżeli ja muszę o tym pisać to jest naprawdę źle. Ale może chociaż Ty następnym razem gdy zrobisz coś głupiego przypomnisz sobie ten wpis i zareagujesz inaczej niż agresją? Wyobraź sobie jaki dumny z siebie będziesz mógł być.
Życzę tego Tobie… i sobie.