To był trudny rok. Na pewno wielu z Was może powiedzieć o tym dużo więcej niż ja. Na szczęście nie dotknął nas Covid, w domu wszyscy zdrowi, praca jest, zadowolenie z życia także. Czas leci szybko i dni mijają mi standardowym cyklem – wstać z łóżka, rower, praca, rower, siłownia, spać. Powtórzyć. Powtórzyć. Jeszcze jeden i jeszcze raz – powtórzyć.
Nic dziwnego, że każda z tych wybijających rytm dnia rzeczy jest z jednej strony nudna, męcząca, jednostajna, ale z drugiej strony ważna. I tak jak kiedyś rower, tak teraz siłownia przejmuje coraz większą część mojej uwagi. Szczególnie mocno odczułem to na początku tego roku, kiedy kluby zostały zamknięte i byłem na długiej, przymusowej przerwie od treningów.
Nosiło mnie strasznie na tym narzuconym odgórnie odwyku – Monika może o tym chyba najwięcej powiedzieć. Dość rzec, że kiedy tylko możliwość pójścia na trening powróciła, ona pierwsza namawiała mnie, żebym z niej skorzystał. I skorzystałem.
Wznowiłem treningi od marca i do wakacji zrobiłem swój pierwszy w tym roku cykl „na siłę”.
Potem przerwa wakacyjna i od września do grudnia cykl numer dwa. Nie oszczędzałem się do tego stopnia, że na początku grudnia byłem już wykończony. Ale też i zadowolony z postępów. Co prawda nadal nie zbliżam się do wyników z roku 2006, ale i też ważę 30 kilogramów mniej niż wtedy. Siadam już trójkami 190 (i to nie półprzysiadam, jak w 2020).
Martwe trójki 210kg, klatka trójki 155kg, pompki na poręczach z obciążeniem do 95kg a suwnica 450kg w serii. Nie są to wyniki topowe, ale walka z ciężarem sprawia satysfakcję. Chciałbym, żeby następny rok był co najmniej tak samo dobry.
To ciągła walka nie tylko z ciężarem, ale także czasem, możliwościami, chęciami i zamiarami. Robiąc jedno, automatycznie rezygnujesz z czegoś innego. Doba ma ograniczoną ilośc godzin, z których tylko kilka nadaje się do wykorzystania w celach „rozrywkowych”. I weź człowieku wybierz – czy iść na siłownię, czy wyprawę fotograficzną, czy też może daj sobie spokój i pograj w Wiedźmina. Co najgorsze, ta ostatnia opcja jest zawsze najbardziej kusząca, najwygodniejsza. I za każdym razem trzeba sobie przypominać co chce się osiągnąć i że nie ma nic za darmo.
Życie pędzi dalej i mam już 40 lat. Czuję się coraz starszy. Nie mam tyle sił co kiedyś, regeneracja też spadła. Kontuzji coraz więcej i coraz dłużej chodzą. Ciekawe, jak będzie za rok czy dwa – i nie mam złudzeń, że będzie lepiej. Pytanie o ile będzie gorzej. Więc ścigam się jeszcze dodatkowo z czasem. Kiedyś on mnie pokona, jak pokonał wszystkich, lepszych i gorszych ode mnie. Oby jeszcze nie w 2022. Tobie też tego życzę.