Strzeż się menadżera robiącego świetne pierwsze wrażenie

0
989
Krzywa Prawdopodobieństwa Spierdoliny

Im starszy jestem, tym bardziej ufam swoim przeczuciom i instynktom. Wcześniej sądziłem, że to bajki lub przesądy, teraz coraz mocniej w nie wierzę. Spotykając (w pracy czy poza nią) nowych ludzi bardzo mocno zwracam uwagę na to, czy pierwsze wrażenie jest pozytywne, czy też raczej nie. Jeżeli jest OK, to bardzo rzadko później muszę odwoływać swoją pozytywną rekomendację. I przeciwnie – jeżeli od początku nie mogę nawiązać z daną osobą kontaktu, nie spodziewam się, że później będzie lepiej. Jednak tej zasady, sprawdzającej się w przypadku „zwykłych” ludzi, nie rozciągam na menadżerów. To inna kasta, którą nie do końca jeszcze rozgryzłem.

Na początku zastrzeżenie – dalej posługiwać się będę ogólnikami krzywdzącymi dobrych menadżerów, których z pewnością jest całkiem pokaźna liczba (a może nie? wkrótce też o tym napiszę). Jednak zarówno łyżka dziegciu może zepsuć beczkę miodu (tak mówi przysłowie – nigdy dziegciu nie próbowałem), tak i kilka osób, które poznałem w trakcie swojej kariery, a o których będę mówił w tym artykule, mogło wypaczyć moje postrzeganie tego środowiska.

Dlaczego zatem pierwsze wrażenie?

Napisałem – strzeż się ludzi sprawiających świetne pierwsze wrażenie. Tak naprawdę to ostrzeżenie nie jest adresowane do podobnych mi programistów czy też ogólnie – podwładnych, a wręcz przeciwnie – do menadżerów z samej góry. To właśnie oni zatrudniają i mają do czynienia z tzw. middle-managementem, którego wybrnai przedstawiciele wygrali na loterii bilet wstępu na bal, w którym mogą powtórzyć karierę w stylu Nikodema Dyzmy.

Roman Wilhelmi jako Nikodem Dyzma

Praca menadżera jest pracą niewdzięczną, ale też i dość enigmatyczną. Nie są tam czasem wymagane konkretne umiejętności, a przynajmniej niektórzy menadżerowie nie wykazują takowych. Z drugiej strony z pewnością jakieś umiejętności mają – w potocznym mniemaniu: skoro tyle zarabia, to na pewno coś tam umie (albo złodziej).

Każdy jednak kto w korpo pracował wie, że niekoniecznie tak jest.

Niekiedy nie są potrzebne umiejętności, a „jedynie” znajomości. Nie zawsze takie przyjacielskie, zawiązane już lata temu i teraz procentujące. Czasami człowiek staje się menadżerem bo dobrze wygląda, ma gadane i – co nie mniej ważne – świetnie dogaduje się po angielsku, deklasując innych, być może bardziej kompetentnych, ale nie potrafiących się sprzedać w tak ładny sposób.

Problem w tym, że potem taki menadżer musi się wykazać. Czasami nikt tego od niego nie wymaga – duże firmy latami toczą się swoim rozpędem i wystarczy nic nie zmieniać a będzie dobrze. Ale jeżeli nie masz kompetencji, to wydaje ci się, że jednak musisz pokazać na co cię stać. Mimo, że nie umiesz i jak się dotkniesz, to spieprzysz. No i dotykasz się, a skutki łatwo przewidzieć.

Jakby tego było mało, skoro już zostałeś menedżerem, masz odpowiedzialne stanowisko, może akurat zdarzyć się tak, że woda sodowa do główki uderzy. I wtedy już jest naprawdę niefajnie. Bo jeżeli jeszcze siedzisz w swoim akwarium przeglądając njusy w sieci, ok. Ale jak zaczniesz pokazywać, co to nie ty, jaki jesteś fajny i ważny, to właśnie mamy gotową receptę na porażkę zespołu.

Managier po managiersku

Mógłbym tak wyliczać – ten artykuł to takie katharsis po latach współpracy z tego typu ludźmi. W ciągu tego czasu ukułem nawet pseudoteorię-żartobliwo-naukową, która tego rodzaju zjawiska tłumaczyła.

Uwaga, dalej słowa uznawane za niecenzuralne. Ta teoria ma roboczą nazwę:

Krzywa prawdopodobieństwa spierdoliny (menedżerskiej)

To bardzo prosty koncept, który można opisać tak, jak inne zjawiska przyrodnicze. W końcu w biurze jak w dżungli, nieprawdaż? Zresztą, jeden obraz wart tysiąca słów:

Krzywa Prawdopodobieństwa Spierdoliny
Krzywa o tyle wygodna, że może przyjąć praktycznie dowolną postać rozkładu normalnego. Przy drobnej manipulacji współczynnikami okazać się może, że najgorsi są robole z piwnicy (różowa linia). Jednak wolę stanowczo krzywe bez korekcji średniej (u).

Wśród moich czytelników nie ma osób nieogarniętych, więc niby tłumaczyć nie muszę. Ale jednak: tego rodzaju wykresy nie mówią nic o jednostkach. Jeżeli czytasz te słowa Ty, członku (przepraszam) „middle managementu”, to najprawdopodoniej uśmiechniesz się wiedząc, że to nie do Ciebie. Albo możesz się tak łudzić, bo to do ciebie. Wykresy statystyczne mówią o grupach, czyli np. jeżeli mówimy, że kobiety żyją dłużej niż mężczyźni, nie oznacza to, że Twoja żona na pewno Cię przeżyje. To oczywiste, prawda?

Więc moja KPSM nie oznacza, że menadżer MUSI być bardziej pokręcony od szeregowego pracownika. Ale może być. A może nie być. Co za głupi świat, że muszę się trzy razy tłumaczyć, bo boję się, żeby mnie ktoś źle nie zrozumiał.

Dobra, do brzegu – napisałem ten post, bo wcześniej nie mogłem. Teraz mogę. Dlaczego? Może dlatego, że moi menadżerowie są tacy fajni i wyjątkiem potwierdzają regułę? A może dlatego, że nie są i tylko udaję, żeby się nie wydało? Nikt nigdy nie będzie miał pewności.

Jeżeli czytasz ten wpis, a miałeś podobne (bądź całkowicie przeciwne) odczucia patrząc na swoich przełożonych, daj znać w komentarzu. Być może jestem całkowicie odosobnionym przypadkiem, który przyciąga takie nieszczęścia – ale wątpię. Jeżeli już, to albo mam wyższe wymagania dot. kompetencji i/lub bardziej zauważam jej brak.

Także u siebie, możesz być spokojny.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments