Stałem pośrodku lśniącego nowością korytarza. Rzędy krzeseł po obu stronach wskazywały, że często przesiadują tu dziesiątki ludzi podobnych do mnie. Młodych, ambitnych ludzi chcących załapać się na wymarzone stanowisko. W tej branży konkurencja jest ogromna i bezwzględna. Dziś rozmawiasz z kolegą o najnowszych ploteczkach ze świata .Net a jutro ten sam człowiek bez mgnienia powieką wbija ci nóż w plecy, mówiąc szefowi, że to ty używałeś biurowego długopisu do wypełnienia ankiety niezwiązanej z pracą.
Tak więc stałem i paliłem papierosa za papierosem, dygocąc w środku. Wiedziałem, że w tej chwili przesłuchiwana jest kandydatka na tę samą posadę. Rozmawiałem z nią przed wejściem i wiedziałem, że nie mam szans. Była mądra, elokwentna, po świetnej uczelni, z praktykami, a do tego wyglądała ładnie, była zgrabna i dobrze jej patrzyło z oczu.
Mieć kogoś takiego za koleżankę to byłoby naprawdę coś i byłem pewien, że to ona dostanie tę pracę.
Pogrążony w myślach nie zauważyłem, że tlący się papieros przypala koniuszki moich palców i wtedy nagle usłyszałem lekki skrzyp uchylanych drzwi oraz jej wspaniały głos – jeszcze jedna rzecz, która wyróżniała ją na tle innych kandydatur. Prowadzący przesłuchanie zapewniał ją głośno, że wspaniale jej poszło i że za kilka dni odezwą się do niej.
Przechodząc obok mnie uśmiechnęła się delikatnie i cicho powiedziała – do zobaczenia. Wyszła, a ja jakbym umarł w środku.
Słowa rekrutera zmroziły mnie, bo wiedziałem że to już koniec. Nie miałem na co czekać, to ona wygrała.
Gdy wyszła z korytarza, żegnana tęsknym wzrokiem pracownika ochrony, i ja zacząłem się zbierać. Pozostała mi już tylko robota fizyczna, bo co mogę robić z moimi umiejętnościami? Nie umiem programować, jestem ordynarny, opryskliwy, przeklinam, a do tego wyglądam jak wyglądam. Sam nie wiem co myślałem, wysyłając CV do tej firmy. Fakt, może stanowisko juniora nie jest szczególnie rozchwytywane, ale firma musiałaby być ślepa, żeby wybrać mnie a nie jedną z tych wspaniałych kandydatek, z których ostania właśnie wyszła.
Zakładałem jesionkę kiedy z pokoju przesłuchań wyszedł rekruter.
Spojrzał na mnie i już wiedziałem. Mam to. Mam tę pracę. Mam!!! Na pohybel!!! Jestem królem tego świata, to mnie wybrali!!!
Znałem to spojrzenie. Wielokrotnie widziałem je w swoim krótkim życiu. Od czasu tamtej pamiętnej rekrutacji zresztą też niewiele się zmieniło. Dzięki temu spojrzeniu od zawsze udawało mi się ślizgać na tafli życia. Przymrużone powieki i lekkie skinienie głowy wyrażające więcej niż setka słów. Oznaczające męskie braterstwo i płynące z niego zobowiązanie wzajemnej pomocy.
Nie tylko masoni mają swoje tajne znaki – ma je też Opresyjny Patriarchat
Dopiero teraz cały ten proces rekrutacji zaczął mi się łączyć w spójną całość. Dlaczego mnie, sprzedawcę w sklepie meblowym, bez znajomości obsługi komputera, zaproszono na rozmowę w korporacji zajmującej się programowaniem dla najlepszych klientów z całego świata. Dlaczego mimo tego, że moje kontrkandydatki miały o niebo lepsze kwalifikacje, to ja przedostałem się do ostatniego etapu rekrutacji. Dlaczego to ja dostanę tę pracę.
Odpowiedź była prosta. To dwa słowa, których brzmienie jest jak miód na moje uszy. „Opresyjny patriarchat”.
Tylko tyle i aż tyle. Tak niewiele trzeba, żeby ten świat był poukładany w należyty sposób. Żeby każda kobieta wiedziała gdzie jej miejsce. Żebyśmy to my zawsze mieli najlepiej. Opresyjny patriarchacie – ktokolwiek Cię wymyślił, winieneś być czczony przez mężczyzn na całym świecie.