Dostałem po oczach płynem do spryskiwaczy. Pewnie pięknie pachniał, ale nie miałem okazji tego docenić. Wręcz przeciwnie – przez następne kilkanaście minut próbowałem zmyć to paskudztwo z oka, twarzy i rąk. Bolało jak cholera, ale w końcu się udało. Nie jest to pierwszy raz gdy padam ofiarą agresji drogowej. Z pewnością także nie ostatni. Chciałbym tylko, aby zawsze udawało mi się z tego wyjść bez większego uszczerbku na zdrowiu.
Zazwyczaj się udaje, ponieważ najczęściej spotykana jest agresja słowna. Ewentualnie z użyciem klaksonu czy wygrażania pięścią. Nigdy jeszcze nie miałem przyjemności być przewiezionym na zderzaku czy znaleźć się pod podwoziem czyjegoś auta. Płyn do spryskiwaczy to pewne nowum – spotkałem się już wcześniej z jego mgiełką delikatnie lądującą na mojej twarzy, gdy kierowca świadomie czy nie użył go podczas wyprzedzania. Tym razem dysza spryskiwacza była ustawiona w taki sposób, że dawała strumień na prawą stronę i została użyta w najbardziej odpowiednim momencie – tak, że płyn trafił pod okulary, prosto w dziesiątkę.
Mogłem stracić oko, a kierowca nawet by się o tym nie dowiedział
– wyprzedził mnie szybko i tyle go widziałem (jednym okiem). Zresztą, gdyby nawet, to co mógłbym zrobić? Nie mam kamery ani świadków. A jeżeli bym miał, to co by zaświadczyli? Wypadki chodzą po drogach. Byłbym po prostu uboższy o jedno oko i tyle. Dla tego kierowcy to niewielkie obciążenie, przecież wcale by o tym nie wiedział. Dla mnie i mojej rodziny trochę większe. No i dość długotrwałe.
Kary dla kierowców są stosunkowo niskie. Gdybym miał kogoś zamordować, po prostu wsiadłbym za kółko i wdepnął gaz do dechy. Nic prostszego, dobry prawnik wybroniłby mnie – małe zasłabnięcie, splot nieszczęśliwych wypadków i wyrok w zawieszeniu. Po co ryzykować przy użyciu noża czy innego niebezpiecznego narzędzia?
Tylko co później? Być może jako intencjonalny morderca nie czułbym większych wyrzutów sumienia, ale jeżeli zabiłbym kogoś przez przypadek, jak bym się czuł? Kiedyś myślałem, że nie ruszyłoby mnie to w ogóle. To było gdy miałem kilkanaście lat i empatię na poziomie cegły. Teraz, z dodatkowymi dwudziestoma na karku, wiem że nie byłoby tak prosto. Sumienie chybaby mnie zżarło. I z pewnością nigdy moje życie nie byłoby takie samo.
Zabieram się do tematu jak pies do jeża, bo w sumie jak wyraźnie powiedzieć Wam wszystkim, kierowcy aut, że ja – tak samo jak Wy – jestem człowiekiem?
Mam rodzinę, hobby, kredyt. Nie chcę umierać na asfalcie, ponieważ Wy uważacie, że jesteście jego władcami. Prowadząc stalowe tarany które z łatwością mogą łamać kości, urywać kończyny, zabijać, trzymacie w rękach odpowiedzialność, której nie jesteście często świadomi.
Gdy mowa o powszechnym dostępie do broni palnej, zawsze odzywają się głosy sprzeciwu. Ale nie słyszę o czymś takim, gdy co długi weekend Policja podaje statystyki zabitych i rannych na drogach. A ile ludzi ginie na asfalcie w porównaniu z postrzelonymi bronią palną? Na kierowcę nie trzeba żadnego specjalnego egzaminu. Prawie każdy może zdać egzamin i jeździć śmiertelnie niebezpieczna półtoratonową bryłą metalu na kołach. Bez refleksji, bez oglądania się na nikogo poza własnym nosem.
Jedzie rowerzysta, a Ty spieszysz się do pracy?
Nieważne, że korki są codziennie i wystarczyłoby żebyś wyjechał piętnaście minut wcześniej. Nie – wyjedziesz na ostatnią chwilę a później będziesz o swoje spóźnienie obwiniał każdego, kto spowolni Twój bolid. Będziesz trąbił, wygrażał pięścią? Albo może „prześlizgniesz się” w dwudziestocentymetrowej odległości od niego? Następne w kolejce jest zepchnięcie na pobocze czy potrącenie.
Jedzie rowerzysta, a obok jest ścieżka rowerowa?
Nieważne, że ścieżka nie spełnia żadnych standardów i jest tam tylko proforma. Ty pokażesz rowerzyście, gdzie jego miejsce. I jak bardzo Cię obraża swoją jazdą po Twojej drodze. Więc co by tu wybrać? Tylko klakson? To za proste, lepiej spryskiwacz lub coś podobnie wysublimowanego.
I pewnie będzie to tylko próba lekkiego ukarania „złoczyńcy” na dwóch kołach. Małe zepchnięcie na pobocze. Jakieś osypanie żwirem spod kół. Jeżeli jesteś napakowanym bywalcem siłowni, może mały rękoczyn. Nic wielkiego – ot tak, żeby pokazać że jesteś niezadowolony i psuję Ci wspaniały poranek.
A gdy przedobrzysz? No trudno, przecież Ty jesteś bezpieczny, przypięty do swojego siedzenia, ochraniany blachami karoserii. Wrócisz do domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku – pokazałeś przecież temu drugiemu, żeby trzymał się z dala od ulicy. Pokazałeś na dobre.
Kurczę – jak ja nie chcę, żeby tak było! Jesteśmy wszyscy ludźmi. Polakami. Rodakami, a nawet jeżeli nie to nadal LUDŹMI.
Dlaczego najprostszą formą wyładowania frustracji musi być agresja wobec innego człowieka? Dlaczego nie możesz odpuścić? Nawet, jeżeli rzeczywiście łamię przepisy, dlaczego akurat Ty chcesz mnie za to ukarać? Dlaczego nie możesz wybaczyć? A jeżeli karzesz, dlaczego ta kara jest tak niewspółmierna do wykroczenia?
Przecież na każdym kroku opowiadasz jacy to INNI są źli, ale Ty jednak nie.
Chodzisz do kościoła i słuchasz o Jezusie odpuszczającemu swoim oprawcom, a potem wyjeżdżasz na asfalt i każdy kto jedzie inaczej niż Ty to debil, burak i żeby zdechł. A może nie wierzysz w Boga, jesteś oświeconym ateistą i humanistą? Zachwycasz się twórczością naszej najnowszej noblistki, a jadąc po jej książki do biblioteki klniesz na czym świat stoi, bo jakiś tuman pieprzony ślimaczy się na swoim rowerku.
Zawsze jest jakieś coś. To inni są źli.
Zawsze to Ty jesteś dobry, tylko zmuszają Cię do niegodziwości. A w sumie jak już ją popełnisz, to zracjonalizujesz to tak, że niegodziwością już nie będzie. Tak, żeby Twoje sumienie było czyste. Pomyśl o tym, Człowieku. Homo Sapiens. Istoto na obraz i podobieństwo Boga. Pomyśl, że Polska, świat, wszystko zaczyna się od Ciebie właśnie. Sąsiadka spod dziesiątki nie będzie lepsza jeżeli Ty się nie zmienisz. Zacznij od siebie, powściągnij gniew, popatrz na innych jak na bliźnich. Czy to naprawdę tak dużo?