Metro 2033

0
2024

Od stycznia 2014 minęło dość sporo. Przeczytałem od tego czasu nie tylko Metro 2033, ale także 2034 i 2035. Pozostałych książek z tej serii nie tykam, próbowałem przeczytać jedną i mam takie same wrażenia jak po zmasakrowanej „Diunie” Herberta. Innymi słowy: nigdy więcej.

Uwaga: zawiera spojlery

Jednak po latach wróciłem do oryginalnych trzech części – tym razem w wydaniu audio, czytanych przez p. Krzysztofa Gojsztyłę, świetnego lektora (nie przesadzam!). Mądrzejszy o te sześć lat, już nie tak rozentuzjazmowany podczas czytania, mogłem skupić się i dojrzeć inne strony powieści, nie tylko te związane ze świetnym klimatem podziemi.

Metro przeszło ogromną ewolucję

W 2033 Artem goni za Czarnymi (lektura na czasie). Czarne życie też się liczy, tak więc gdy w końcu pomógł w eksterminacji całego gatunku i zdał sobie z tego sprawę, poczuł się bardzo źle. Do tego stopnia, że w Metro 2035 postanowił odkupić swoje winy i wywieść ludzkość z tuneli.

Ludzkość jak to ludzkość – ogólnie dość głupia i wywieść się nie dała, ale kilkaset stron cała historia trzymała w napięciu. Jednak to co najbardziej uderza w porównaniu 2033 i 2035 (pomijam w dalszych rozważaniach 2034, najsłabszą wg mnie), to różnica w tym, co tak naprawdę trzyma czytelnika w napięciu. 

Brama obozu koncentracyjnego z napisem Arbeit Macht Frei
Bez problemu mogłem znaleźć bardziej drastyczne zdjęcia z tego miejsca. To, czy podobne będą się pojawiać zależy od nas wszystkich.

Głuchowski zdał sobie sprawę, że to co straszy najbardziej to nie jakiś wyimaginowany Czarny, ale to, do czego zdolny jest sam człowiek

W 2033 już pierwsze wyjście z WOGNu obfitowało w hipnotyzujące rury, a potem było jeszcze lepiej. Czarni, nawiedzone stacje, niewytłumaczalne zjawiska, potwory – wszystkie te rzeczy rzeczywiście mogły straszyć, ale nijak się mają do tego, czego boimy się w roku 2035.

Bo rok 2035 to rok „człowieka”

Specjalnie w cudzysłowie. W ostatniej książce serii ulice Moskwy są wyludnione (wypotwornione), rury już nie gwiżdżą, a jedyną przeszkodą i trudnością w przechodzeniu między stacjami jest gatunek ludzki. Głuchowski w niedługim czasie zdał sobie sprawę, że może stawać na głowie a i tak nie wymyśli nic gorszego niż krzywdy jakie człowiek może wyrządzić bliźniemu. 

Co gorsze – wszystko to już było. Autor czerpie garściami z niedawnej historii – wystarczy mu XX. wiek z jego wojnami, obozami, komunizmem i nazizmem. Głodem, niewoleniem, czystkami rasowymi i zwykłą, swojską wojną totalną.

Nie musiał do tego dodawać nic więcej. Dlatego w Metrze 2035, dwa lata po tych fantastycznych stworach z 2033 nie ma już śladu. Nie są potrzebne i wygądałyby śmiesznie słabo przy linii Czerwonej, ukrytej stacji Czwartej Rzeszy czy wspaniałymi przywódcami Hanzy.  

Chcesz się bać jeszcze bardziej?

To, co zawarł na papierze Głuchowski jest tylko marnym echem przeszłości, która się wydarzyła. Chcesz więcej mocnych wrażeń? Obejrzyj film z wyzwalania obozów koncentracyjnych przez Aliantów w 1945. Być może uda Ci się poczytać trochę o głodzie w Związku Radzieckim w latach 30 ubiegłego wieku. A może masz ochotę na coś nowszego? Nie ma problemu. Bestialstwo wojny w Wietnamie – są filmy, które pokazują co tam się działo. Wydobywanie zeznań z ludzi na całym świecie. Od bezpieki w powojennej Polsce, do tajnych więzień CIA (też śmiałeś się z Leppera w swoim czasie?). 

Nie ma takiej podłości, jakiej nie mógłby dopuścić się ssak z gatunku Homo Sapiens.

I jeżeli cykl Metro ma, oprócz walorów estetycznych, także jakieś przesłanie, to wg mnie właśnie takie. A co z tego wynika? Pewnie nic, tylko dobrze jest czytać świadomie i pamiętać, że tylko mały krok może dzielić nas – ludzi – od zwykłych zwierząt. Warto cały czas pilnować się i starać, aby jednak wznosić się odrobinę wyżej, ponad poziom naszych futrzastych kolegów. Tylko po to, żeby wydarzenia opisane w Metro na zawsze pozostały ciekawą, fascynującą, ale jednak fikcją literacką. 

 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments