Stanisław Lem to chyba najważniejszy współczesny pisarz polski.
Jego utwory świetnie się czyta, część z nich należy do klasyki gatunku, a niektóre zyskały nawet światowe uznanie. Wszystko to sprawia, że w pewnych kręgach nie znać Lema wręcz nie wypada. W sumie nie znam takich kręgów, ale domyślam się, że tak jest 🙂
Z czytaniem jego dzieł jest ciekawa sytuacja – często pojawiają się tam „lemostki”, czyli wyrażenia czy konstrukcje specyficzne tylko dla niego. Czasami są one dość niezrozumiałe dla osób nieprzyzwyczajonych. To, w połączeniu z naprawdę wysokim poziomem przemyśleń bądź zawiłości fabuły może powodować konfuzję, a czasem nawet zniechęcenie. Pamiętam jak sam co najmniej raz rzucałem czytanie „Fantastyki i futurologii” mimo, że do najtrudniejszych nie należy.
W przezwyciężeniu tych trudności, obraniu utworów z ich „skorupy” (której nieprzystępności nie zmniejsza fakt, że szczytowe osiągnięcia Lema przypadają na lata 60 ubiegłego wieku) i dostania się do pysznego wnętrza wydatnie pomaga znajomość kontekstu, w którym były one tworzone.
A w przypadku tego pisarza, jak i zresztą wielu jemu współczesnych, głównym kontekstem była sytuacja polityczna w której przyszło mu tworzyć. Przez większość czasu Lem pisał w PRL-u, a urodził się we Lwowie, jeszcze przed II Wojną Światową, której piętno także wywarło głęboki wpływ na jego twórczość i osobowość.
Te rzeczy niby się wie – są oczywiste, ale połączenie ich z wybranymi utworami, przeanalizowanie ich wpływu to ogromna praca, której nie byłbym w stanie się podjąć.
Niezmiernie ucieszył mnie fakt, że ktoś jednak to zrobił i to nie tylko dla siebie, ale udostępnił wyniki w formie bardzo ciekawej książki o tytule „Lem. Życie nie z tej ziemi”. Wojciech Orliński, bo o nim mowa, wykonał tytaniczny wysiłek pozbierania wielu znanych i nieznanych publicznie faktów z życia Lema, jego bogatej korespondencji, analizy utworów, rozmów z jego rodziną i znajomymi, czego efektem jest niezwykle wciągająca opowieść o geniuszu pióra, ale także zwykłym człowieku z właściwymi zwykłemu człowiekowi wadami i słabostkami (dowiedziałem się z niej także, że mam z Lemem coś wspólnego – uwielbiał Tatry 🙂 ).
To wszystko sprawia, że po przeczytaniu „Życia nie z tej ziemi” nie tylko mam ochotę na jeszcze jedną wyprawę w niezwykłą krainę utworów Lema, ale w dodatku jestem pewien, że tym razem ta wyprawa będzie dużo bardziej owocna niż poprzednie.
„Bajki Robotów” Teatru Miniatura
A to dlatego, że
Bajki Robotów tylko z pozoru są powiastkami kierowanymi do uczniów szkoły podstawowej.
Podobnie jak przygody Pirxa, Hala Bregga czy innych. Jak wspomniałem, dzieła Lema skrywają w sobie wiele ukrytych znaczeń, pisarz uwielbiał aluzje i ukryte znaczenia. Orliński nie podaje nam ich w większości na tacy – byłoby to niewykonalne, ale naprowadza nas na samodzielne rozwiązania, przez co kolejna sesja z dziełami Lema wydaje się być jeszcze bardziej smakowita. W końcu co to za przyjemność, gdy ktoś zrobi całą robotę za nas.
Bardzo polecam „Lem. Życie nie z tej ziemi”.
Myślałem, że po lekturze „Tako rzecze… Lem” Beresia, oraz późniejszego, także wspaniałego, choć mocno krytycznego, zbiorku „Bogowie Lema” Oramusa nie potrzebuję już więcej informacji o Mistrzu. Jednak książka Orlińskiego wyprowadziła mnie z błędu. Cieszę się niezwykle, że otrzymałem ją w prezencie – sam prawdopodobnie bym ją przeoczył, ale darczyńca znał moje zainteresowanie Lemem i wybrał swój prezent niezwykle trafnie. Dziękuję, M. 🙂
A dla wszystkich zainteresowanych zakupem, przypominam swój dawny wpis o „kupowaniu z głową„. Przeglądam ceny w sieci i widełki to 28-45 złotych za książkę, warto poszukać tańszej księgarni..