Katowice – po co o nich pisać?
Nie pisałbym tego artykułu, gdyby nie to, że nadal jestem w szoku po przyjeździe z Katowic. To, co tam zobaczyłem było tak niezwykłe, że aż muszę o tym powiedzieć – w myśl zasady, że nie powinno się tylko ganić, ale przede wszystkim chwalić wszystkie przejawy dobrego. A takie, godne naśladowania, postępowanie zauważyłem właśnie na Śląsku i w związku z tym poniższa notka
Przyczyny wyjazdu
Zanim jednak przejdę do pochwał, opowiem odrobinę o podłożu naszego wyjazdu na południe. Otóż jakiś czas temu dowiedzieliśmy się z Monią, że w lipcu odbędzie się w Katowicach koncert zespołu, do którego czujemy duży sentyment i którego muzyka towarzyszy nam od lat – zespołem tym (choć trudno mówić o zespole w tym przypadku) był Marilyn Manson. Udało nam się kupić bilety i oznaczonego dnia wyruszyliśmy w podróż.
Zdarzenie pierwsze – przyjazne Katowice
Już pierwszego dnia, zaraz po przyjeździe, mieliśmy okazję się przekonać o niezykłym podejściu Katowic do kwestii parkowania. Otóż wjechaliśmy do centrum w czasie rzęsistych opadów. Zauważyłem wolne miejsce, zaparkowałem i szybko poszliśmy coś zjeść. Gdy wracaliśmy, już z daleka zauważyłem, że znak „Parking” miał pod spodem tabliczkę – „Płatny”. Już wtedy naszły mnie złe przeczucia, ale gdy podeszliśmy bliżej, czarne przewidywania ziściły się – za wycieraczką leżał sobie plastikowy woreczek zawierający kartkę. Mandat, pomyślałem sobie. Byłem jednak w błędzie.
Kartka była zwinięta i po nerwowym rozplątaniu odczytałem zapis, że nie wniesienie opłaty w terminie będzie karane dodatkowymi pięćdziesięcioma złotymi. Pięknie – skoro dodatkowo można dostać pięć dyszek, to ile muszę zapłacić tego mandatu? Szybko przeskanowałem tekst i nic nie znalazłem. Raz jeszcze – nic. W końcu z wyrazów zaczęło układać się sensowne przesłanie. Otóż dnia tego i tego o godzinie tej i tej samochód taki a taki (LOL) stał na miejscu bez wniesionej opłaty i w ciągu 14 dni należy tę opłatę uiścić. Wynosi ona 2 (słownie – dwa!) złote. Nadal nie mogłem uwierzyć i gdy tylko zauważyłem w pobliżu pana, który kartki te wystawiał, podszedłem dopytać się szczegółów. Wyjaśnił on spokojnie, że rzeczywiście miasto nie wystawia mandatów, a jedynie prosi o zapłatę za postój. Od razu zapłaciłem i jeszcze niedowierzając własnemu szczęściu i cały czas komentując to dziwne zdarzenie z Monią, odjechaliśmy.

Zdarzenie drugie – odpowiedzialna Policja
Wieczorem mieliśmy koncert. Przygotowani pojechaliśmy tam transportem miejskim, aby móc co nieco spożyć. I rzeczywiście, pod Spodkiem okazało się, że pozostali uczestnicy mają ten sam pomysł i cała okolica obfituje w fantazyjnie ubranych ludzi pijących sobie piwko czy też inny alkohol. „Metalowcy” mają to do siebie, że zazwyczaj noszą stroje o nietuzinkowym kroju, a czasem nawet starają się jeszcze bardziej odróżnić od pospólstwa. Tu oczywiście było nie inaczej – takiej zgrai dziwolągów nie uświadczysz nigdzie indziej niż na koncercie jakiegoś, równie dziwnego, twórcy. Wyglądało to ciekawie – rozgardiasz, alkohol, fryzury, makijaże, można dostać oczopląsu.
Zazwyczaj w takich miejscach roi się od Policji. Patrole sprawdzają, czy nie dzieje się nic złego – wiadomo. Tutaj było znów trochę inaczej. Patrole były, ale tylko zmotoryzowane. Co jakiś czas po głównej ulicy przejeżdżały radiowozy monitorując wszystko zdalnie. Nikomu nie przyszło do głowy, by puścić tam patrole piesze, bo wiadomo, że musiałyby one zwrócić uwagę na spożycie w miejscu publicznym, niecenzuralne słownictwo, czy jeszcze inne rzeczy. Według mnie Policja zachowała się niezwykle porządnie i rozsądnie, pozwalając uczestnikom imprezy na trochę bardziej luźne zachowanie, nie robiąc problemów i trzymając rękę na pulsie jednocześnie nie wtrącając się w to, co się dzieje. Ktoś naprawdę dobrze to obmyślił. Jakże inne jest to zachowanie od wymuszanego wystawiania mandatów, gdzie patrol wręcz tłumaczy się, karząc przewinienie, że dostał przykazanie z góry, że mandaty musi wystawić.
Cieszę się, że nie wszędzie tak jest i mam nadzieję, że ten trend będzie się rozwijał.
Zdarzenie trzecie – przyjazna Policja
I już po koncercie miałem zamiar napisać coś dobrego o katowickiej Policji, ale pomyślałem sobie – a nuż wejdę z nimi w zatarg i zarobię jednak mandat – głupio będzie wtedy powiedzieć, że się myliłem. Postanowiłem więc napisać krótką notkę, jeżeli nic się nie wydarzy do przyjazdu do domu.
I nagle, kolejnego dnia, gdy wyjeżdżaliśmy z Zabrza, stojący na poboczu patrol zamachał lizakiem i kazał mi zjechać na pobocze. Okazało się, że nie włączyłem świateł mijania. Nie zdarza mi się to, a tutaj pech – akurat tak się złożyły okoliczności, że zapomniałem. Policjant wziął dokumenty, poszedł do radiowozu, a Monia do mnie „przeginasz Paweł, tak ich testując” – nawiązała w ten sposób do moich wcześniejszych zachwytów 🙂
Gdy Policjant wrócił okazało się jednak, że nie przegiąłem. Funkcjonariusz zaczął od tego, że czeka nas jeszcze długa droga do domu i żebym uważał, ponieważ jest dziś bardzo upalnie i mieli już kilka przypadków zaśnięć ze znużenia na autostradzie. Poradził mi, aby zatrzymać się przy najmniejszej oznace zmęczenia, odpocząć i uważać na siebie, a za kwotę odpowiadającą mandatowi, zrobić prezent żonie.
Wywiązała się krótka rozmowa, w której pochwaliłem takie zachowanie i opowiedziałem o moich wczorajszych przemyśleniach na temat ich pracy. Jak wszyscy pracujący ludzie, oni także potrzebują pochwał i lubią je – a dlaczego nie pochwalić, jeżeli widzę naprawdę ludzkie zachowanie? Bo tak to rzeczywiście wyglądało – to był pierwszy patrol, który nie zaczął rozmowy od tego, że mnie ukara, tylko żebym uważał na drodze, bo mam jeszcze dużo kilometrów przed sobą. Tyle dość – każdy kierowca będzie wiedział, jak niespotykane to zachowanie.
I odrobina prywaty
Skoro już piszę o wyjeździe do Katowic, to dopowiem jak udał się koncert. Otóż był on częścią całodniowego festiwalu, na którym wystąpiło kilka zespołów. Nas najbardziej interesował Paradise Lost oraz sam Marilyn Manson. O ile Paradise Lost występowali krótko i zabrakło mi ich najlepszych kawałków, to sam Manson grał ok. 1:40h. Co prawda między utworami były przerwy na (no właśnie, na co? prawdopodobnie odpoczynek), ale mimo to w tym czasie udało mu się zaśpiewać wiele ze swoich najlepszych kawałków z płyt Antichrist Superstar, Mechanical Animals, czy najnowszej Pale Emperor.

Sam Manson starał się nawiązać do lat swojej świetności, gdzie na scenie dawał prawdziwe show, ale widać było, że najlepsze lata niestety ma już za sobą. Przytył, zestarzał się, nie ma już tej świeżości, co kiedyś. Szczudła, na których chodził, bardziej przypominały trójnogie taborety i za cholerę nie wiem co mu zrobił ten stojak do mikrofonu, że postawił sobie za punkt honoru, aby przechodząc obok niego za każdym razem go kopnąć 🙂 Do tego czuć było, że mimo zapewnień, że kocha Polskę, to raczej większej uwagi na publiczność nie zwraca. Wiadomo było, kto tu jest gwiazdą, a kto przyszedł ją obejrzeć i będzie czekał aż ta się pokaże. Publiczność, której wcześniej nie było za wiele, na jego występie zapełniła całą płytę i to mimo faktu, że koncert nie był mocno promowany, a tego samego dnia w Warszawie grał Depeche Mode.

Zatem koncert się udał. Dobór piosenek był bardzo trafiony, a gdy na koniec muzyka ucichła, a on jeszcze kontynuował śpiew, słychać było, że głos nadal ma świetny. Drobne dziwactwa jak najbardziej można w tym wypadku po prostu zignorować. Z pewnością był to jego ostatni koncert, na którym byłem i cieszę się, że nagrał tyle wspaniałych płyt, których mogę sobie słuchać na codzień i cieszyć swoje uszy ich brzmieniem.

Przede wszystkim jednak to kolejny wyjazd spędzony sam na sam z żoną, co jak już kiedyś napisałem, niezwykle dużo znaczy i pozwala jeszcze lepiej się poznać i nacieszyć się sobą 🙂
[…] wiem dlatego, że w 2017 pojechaliśmy do Spodka na koncert Mansona. Nieopatrznie wybraliśmy wygodne miejsca na trybunach, żeby „było wszystko super […]