Redukcja – podsumowanie (rychłowczas)
W ostatnim poście o diecie wspomniałem, że z pierwszym marca zamierzamy wraz z Moniką mocniej przycisnąć z redukcją. Ostatniego dnia maja zakończyliśmy ją i teraz, ponad miesiąc później, chciałbym króko podsumować nasze, czy też raczej moje, starania. Jeżeli będziecie mieli ochotę dowiedzieć się jak wyglądała redukcja oczami Moni, napiszcie – z pewnością podzieli się z Wami swoimi wrażeniami 🙂
Jak było – przed
Od roku 2015 prowadzę arkusz z moimi danymi wagomiarowymi. W stabilnych okresach uzupełniam go rzadziej, podczas redukcji częściej. Arkusz taki pozwala mi na późniejszą analizę – co robiłem lepiej, co gorzej. Umożliwi mi także sprawne przedstawienie wyników tej redukcji. Zacząłem zatem z wagą równą prawie dokładnie 100 kilogramów i wymiarami zbieranymi w centymetrach z: pasa, talii, bioder, uda, łydki i ramienia. Łączna suma tych wymiarów pierwszego dnia redukcji wynosiła 438,5 centymetra. Przy wzroście 182 centymetry, to niestety całkiem pokaźny wynik.
Jak było – po
Dnia 20.05.17 dokonałem pomiarów końcowych. Niestety zawiodła mnie skrupulatność i nie wykonałem pomiarów dokładnie na koniec redukcji – byłem zbyt zadowolony by o tym pamiętać 🙂
Moja waga tego dnia wynosiła 89.6 kilograma, przy sumie wymiarów 416 centymetrów. Redukcja zatem wyniosła ok. 10 kilogramów masy ciała oraz 22.5 centymetra z łącznej sumy, co daje ok 10% redukcji masy i ok 5% wymiarów. Najwięcej zeszło z talii – 10 centymetrow oraz pasa – 6.5 centymetra. Wykres poniżej przedstawia graficzną reprezentację całej mojej dwuletniej drogi do lepszej sylwetki, z zaznaczeniem ostatniego, gorącego, okresu.
Jak widać, wykres zawiera dwa trendy dobrane tak, aby można je było pokazać bez potrzeby przeskalowywania. Waga (niebieska) podana jest w kilogramach, obwód pasa w centymetrach. Bardzo fajnie widać jak te dwie wartości są ze sobą skorelowane. To dobrze, bo gdyby np. waga spadała, a pas stał w miejscu oznaczałoby to najprawdopodobniej, że tracę głównie tkankę mięśniową, a nie tę na której utracie mi zależy. Wykres możemy podzielić na trzy części – spadki, wypłaszczenie i znów dramatyczne spadki. Ta ostatnia część dotyczy właśnie trzymiesięcznego okresu ostatniej redukcji.
A jak to wygląda w rzeczywistości? Znów nie jestem zbyt łaskawy dla swoich zdjęć – nie umiem zrobić ich tak, aby dobrze uchwycić pozytywne różnice w sylwetce. Oto kilka znośnych porównań przed i po:
Jak jest
Dziś, ponad miesiąc po zakończeniu ścisłej redukcji (celowo nie piszę – diety), moja waga nie wynosi 90 kilogramów. Oscyluje raczej wokół 94. Nie jest to żadnym zaskoczeniem, bo choć dużo nawyków żywieniowych mi się pozmieniało (o czym za chwilę), to jednak mimo wszystko jem bardziej swobodnie i te cztery kilogramy może dawać nawet różnica w objętości wody zmagazynowanej w organiźmie, bardzo zależnej od np. ilości spożywanej soli. Bardzo cieszy jednak fakt, że wizualnie sylwetka nie zmieniła się od końca maja, a po spodniach widzę, że centymetrów też nie przybyło 🙂
W trakcie
Już kilka dni od rozpoczęcia redukcji waga zaczęła gwałtownie spadać. Schodziła woda. Potem to się unormowało i traciłem kilkaset gramów tygodniowo. W trakcie redukcji niestety miałem jedną dużą przeszkodę – Wielkanoc i wesele za tydzień. Razem z Monią postanowiliśmy na te dni odpuścić sobie dietę i szczególnie na weselu jedliśmy na co tylko mieliśmy ochotę. Co ciekawe, nie wpłynęło to znacząco na wagę – najwidoczniej skutki stałego, dobrego odżywiania i sportu przerosły straty spowodowane jednodniowymi wyskokami. To bardzo dobra wiadomość, którą wykorzystuję do dzisiaj. Otóż w dni robocze odżywiam się dość restrykcyjnie, a w weekendy pozwalam sobie na odrobinę rozprężenia i poza negatywnymi skutkami psychicznymi (poczucie winy? 🙂 ) nie widzę znaczących negatywnych skutków fizycznych.
Od rozpoczęcia redukcji dodatkowo postanowiłem robić sobie 5 poranków w tygodniu zdjęcie obrazujące zmiany. Na razie seria liczy 77 elementów i to między innymi na jej podstawie napisałem powyższe – że krótkie odstępstwa od zasady nie niosły negatywnych efektów.
Sposób dietowania
A jak wyglądała ta nasza redukcja? Otóż bardzo prosto. Przede wszystkim było to ścisłe przestrzeganie ustalonych wcześniej zaleceń żywieniowych. W moim przypadku było to pięć posiłków co trzy godziny plus aminokwasy przed porannym rowerem. Dzień roboczy wyglądał zatem tak:
- pobudka, bcaa
- rower – 1h
- ok. 8:00 5 jaj
- ok. 11:00 200g jakiegoś kuraka + paczka ryżu
- ok. 14:00 200g jakiegoś kuraka + paczka ryżu
- rower – 1h
- ok. 17:00 200g jakiegoś kuraka + paczka ryżu
- ok. 21:00 4 jaja
W maju dołożyłem jeszcze siłownię i jakiegoś banana po niej. Kurak to zazwyczaj był indyk, dużo rzadziej kurczak. Do tych mięsnych posiłków dokładałem też warzywa. Piłem wodę i pepsi max – to drugie, by od czasu do czasu posmakować czegoś słodkiego 🙂
Podsumowanie
Czy pięć straconych procent to powód do radości? Czy zrekompensowało mi to 3 miesiące wyrzeczeń? Czy w przyszłości planuję jeszcze raz przeprowadzić ten proces? To pytania, na które oczywiście znasz już odpowiedź – TAK.
Nie wiem, czy wiesz jakie to przyjemne uczucie zobaczyć zarys swoich mięśni na brzuchu, lub iść po spodnie do sklepu, gdzie ekspedientka mierząc cię mówi: proszę nie wciągać brzucha? Naprawdę, rekompensuje to każdy wysiłek podczas redukcji.
A cóż to był za wysiłek? Jak wspominałem kiedyś (i będę w przyszłości) taka redukcja nie wydaje się być dobrym rozwiązaniem dla osób początkujących. Dla nich nie będzie się to różniło od tego, co piętnuję – czyli diety „od dietetyczki”, która będzie trzymana przez chwilę, a później stare nawyki odezwą się ze zdwojoną siłą. W naszym przypadku stopniowo prostowaliśmy swoją dietę i taka redukcja, która tak naprawdę nie zmieniła wiele w naszym żywieniu (a raczej je trochę bardziej poukładała) była naturalną koleją rzeczy. Do tego stopnia naturalną, że teraz, po redukcji, do dawnego jedzenia wróciliśmy tylko częściowo – podczas weekendów pozwalamy sobie na coś bardziej „kalorycznego”. Poza tym jem tak samo jak na redukcji – bo to naprawdę smaczne, wygodne w przygotowywaniu jedzenie.
Tak więc nie namawiam do pójścia w nasze ślady, ale gorąco apeluję do stopniowej zmiany swoich nawyków żywieniowych i ruchowych. W jaki sposób to zrobić, być może już wkrótce.