Wpis skopiowany z mojego profilu na portalu Facebook, notka z 14.02.2017
Wczoraj minęło na locie z jednego wybrzeża na drugie. Opóźniony lot trwał sześć godzin, a z przesunięciem czasu dało to 9. Na szczęście poznałem młodego Amerykanina z którym przegadałem całą podróż. Gdy tylko dojechałem na miejsce, zbyt dużo czasu nie zostało już na nic – pogaduchy, późny obiad i spać.
A wstawało się wyjątkowo ciężko, bo 7 rano to przecież do niedawna 4… Mimo wszystko wstałem i autobusem na Manhattan. Tam 21 kilometrów na piechotę i powrót – zmęczony ale zadowolony 🙂 Choć nie do końca – nie spodziewałem się, że ta wyspa jest tak duża, jutro muszę szybciej przebierać nogami 🙂
1 z 25

Po wyjściu z dworca byłem nieostrożny i złapały mnie dziwolągi. Myśleli, że wyrywając mi aparat dostaną jakiś napiwek - nie zaznali jeszcze polskiej cebuli i odeszli z kwitkiem 😛

Chodząc samotnie musiałem prosić przygodnych ludzi o zrobienie zdjęcia. Niestety, większość z nich fotografami nigdy nie zostanie.

Ale jedno jest dla mnie pewne - z tych wszystkich miast w których byłem, Nowy Jork ma najpiękniejszy "skyline", czyli te swoje drapacze chmur.

Na ulicach często widać wyłącznie taksówki - nie dziwię się jednak widząc, jak tu chodzą przechodnie...

Tu ostrość poszła do tyłu - znów Central Park. Później nie chciało mi się zaczepiać ludzi, zmęczony już byłem 🙂

Czy orły atakujące kozła. Wszystko fajne i wszystkiego pełno. Naprawdę, na zwiedzenie Manhattanu i dwa tygodnie nie starczą...

Flatiron - ostatnie zdjęcie, które wyprosiłem u obcych. Znów się nie popisali 🙂 Nie to, żebym ja świetne robił 🙂

Chciałem uchwycić jak ludzie tu przechodzą przez ulicę. Centralnie prowokują, żeby im kulasy połamać. Rozumiem przechodzenie na czerwonym jak nie ma samochodów, ale to już przesada.

A tu już wieczór w Bayonne - dar wielkiego kraju Rosji dla wielkiego kraju USA. Coś jak Pałac Kultury i Nauki.