Wpis skopiowany z mojego profilu na portalu Facebook, notka z 05.12.2013
Dziś rano miałem możliwość nie jechania do pracy. Wczoraj zabrałem ze sobą komputer, mogłem więc pracować zdalnie. Powiedziałem sobie, że jeżeli pogoda będzie słaba, to po prostu zostanę w domu. I zgadnijcie co się stało, gdy tylko się przebudziłem i wyjrzałem przez okno, a tam za grosz śniegu i tylko wiał sobie troszkę silniejszy wiatr? Otóż natychmiast przez głowę przewinęły się dziesiątki powodów, dla których powinienem zostać dziś w domu! Wiatr jest mocny, będzie po południu padać (jak wrócę?), błoto, bo w nocy padało, nogi mnie bolą, kostka boli i wiele, wiele innych – mniejszych, ale równie demotywujących. Jednak, jak to kiedyś napisałem, najtrudniej jest wstać. Więc skoro już to zrobiłem, zacząłem się ubierać. Przekonałem się, że jednak muszę jechać. I gdy tylko sobie to powiedziałem, od razu w głowie pojawiły się zgoła odmienne myśli – powinienem jechać, bo… I już było nieźle 🙂
Jednak to nie koniec zmagań z samym sobą. Gdy schodziłem po schodach – już przed 6 rano wiedziałem, że po południu będę tak zmęczony, że nie będę mógł biegać. Że w ogóle całe to bieganie to mój wymysł. Że czasy jakie mam, są żenujące i lepiej to odpuścić, albo zostawić na wiosnę… Milion myśli w mózgu, który broni się już przed tym wysiłkiem, który będzie dopiero za 10 godzin 🙂
Gdy jechałem i zmagałem się z wiatrem spychającym mnie z drogi czułem radość i dumę z samego siebie – jeszcze jeden raz udało mi się siebie pokonać 🙂 Gdy wszedłem do biura i usiadłem w wygodnym fotelu, było mi jak w niebie 🙂
Ale czekała mnie jeszcze podróż powrotna. Tym razem wiatr był silniejszy, ale z drugiej strony po południu jest o tyle lepiej, że wiem, że innego wyjścia jak dojechać do domu nie mam. Głowa nie szuka zatem wymówek, a po prostu zbieram się i jadę. Jednak tym razem wiedziałem, że powinienem po przyjściu do domu chwilę pobiegać. Przez całą drogę powrotną zatem myślałem sobie, jak wielki wiatr wieje, jak to wszystko nie ma sensu itp. – jednym słowem powtórka z rana 🙂 I sam nie wiem jak to się stało, że jakąś godzinę później truchtałem sobie, a wiatr mało nie urywał mi głowy, a jednak mimo to czułem się świetnie. Jakoś udało mi się przekonać siebie, że warto. Wyobraźcie sobie, jak trudno jest to robić dzień w dzień, bez przerwy i wiedzieć, że ma się przed sobą jeszcze tysiące takich ciężkich dni. Czy też tak macie, że Wam się nie chce, że czujecie że to co chcecie zrobić jest bez sensu, bo… (i tutaj milion wymówek)?
To bzdura. Jest sens. Warto. Wystarczy tylko powiedzieć sobie, że tak rzeczywiście jest.