Wpis skopiowany z mojego profilu na portalu Facebook, notka z 07.03.2014
Wraz z końcem lutego zakończyły się też dwie rywalizacje organizowane przez Endomondo, a w których brałem udział.
Pierwsza z nich to, w wolnym tłumaczeniu: „Najwięcej kalorii spalonych w lutym”, druga: „Najwięcej czasu spędzonego na treningach w zimie”. W pierwszej zająłem 955. miejsce na ok 140 tysięcy uczestników, w drugiej 2083. na 240 tysięcy ludzi. Wydawałoby się, że są to miejsca dość dobre i powinienem być z nich zadowolony oraz z chęcią przystąpić do kolejnych rywalizacji. Przyjrzyjmy się jednak dokładniej wynikom. Skoncentruję się na pierwszej rywalizacji, bo mechanizm jest taki sam we wszystkich po kolei. Otóż mój wynik to około 40 tysięcy kalorii, w trakcie których spalania przejechałem 700 kilometrów na rowerze, 11 na nartach oraz przebiegłem 24 kilometry. Najlepszy zawodnik rywalizacji spalił 160 tysięcy kalorii przejeżdżając prawie 4000 kilometrów. Pan ten ma 64 lata i spędza średnio 6 godzin na siodełku dziennie. Szacunek. Jednak już w pierwszej piątce pojawiają się kwiatuszki z takimi statystykami: średnia prędkość 1,62 km/h, gdzie norma to treningi typu: Mike Miller zrobił 12606 kroków i spalił 5,276 kcal. Przeszedł 9.9km w ponad 8 godzin – wyczyn godny mistrza, biorąc pod uwagę, że startuje w rywalizacji polegającej na spaleniu jak największej ilości kalorii. Nie będę punktował dalej, ale widzicie o co chodzi – na pierwszych 10 osób prawie połowa ma podejrzane wyniki…
Spójrzmy też na końcówkę startujących: kilkadziesiąt ostatnich tysięcy osób nie zrobiło w lutym ani jednego treningu. Ich wyniki to okrągłe zera. Wzięli udział w rywalizacji tylko dlatego, że Endomondo to zasugerowało.
Gdyby zatem odsiać wszystkich „leniwych”, osoby oszukujące „zgodnie z prawem” oraz mające czas na treningi po 6 godzin dziennie (nazwijmy ich „zawodowcami”), to okazałoby się, że znajduję się w całkowicie innym miejscu w stawce…
Po co zatem rywalizacje? Jeżeli idzie o mnie – po nic. Moja motywacja jest wysoka sama z siebie i nie potrzebuję mierzyć się z innymi, żeby jeździć. Szczególnie, że to „mierzenie się” wygląda tak jak opisałem. Jedynym plusem takich konkursów jest ew. nagroda. Otóż w rywalizacjach tworzonych przez firmy czasem można coś wygrać – czy to jakiś element ubioru, czy to konto premium. Jeżeli wygrana idzie dla zwycięzcy rywalizacji, to udział w czymś takim w moim przypadku mija się z celem, ale jeżeli jest ona przyznawana losowo – to czemu nie?
I chyba w takich będę od teraz brał udział.