Wpis skopiowany z mojego profilu na portalu Facebook, notka z 12.12.2013
Oczywiście, że warto. Ale czy „warto”? 🙂 Chciałbym poruszyć dziś finansową stronę jazdy na rowerze, podsumowując ten, prawie zakończony, rok.
W tym roku przejechałem do pracy 4200 kilometrów, licząc na okrągło. Jest to 42 porcje po sto, a na setkę samochód po mieście pali, mniej więcej, paliwa za 35 złotych.
Czyli: 42 * 35 = 1470 złotych. Tyle wydałbym na paliwo, gdybym zamiast na rowerze, jeździł do biura samochodem. Nie liczę tutaj oczywiście żadnych innych wydatków związanych z eksploatacją wozu.
Zaoszczędziłem zatem 1500 – całkiem niezła sumka, prawda? Ale, ale, teraz druga strona medalu (bo zawsze jest druga strona).
Wydatki, które poczyniłem w związku z dojazdami na rowerze:
– Przygotowanie roweru do sezonu – wymiana łańcucha + kasety: 100 zł
– Komplet opon letnich Schwalbe: 100 zł
– Dętki i łatki: 40 zł
– Komplet nowych kół: 400 zł
– Rogi na kierownicę: 30 zł
– Buty SPD: 260 zł
– Hamulce hydrauliczne: 400 zł
– Naprawa roweru po wypadku: 400 zł
Licząc razem, będzie to lekko rzecz biorąc… 1700 złotych. Uch, nie jest już tak różowo, prawda? (szczególnie, że rower kosztował złotych 1000 🙂 ).
Otóż nie. Bystre oko na pewno zauważyło, że: opony, rogi, buty oraz hamulce, czyli ok. 700 złotych to zakup, który posłuży dłużej niż jeden sezon (oby).
Ponadto kosztów naprawy można by uniknąć, gdyby było wykupione ubezpieczenie NWW. Zostałoby wtedy marne kilka stówek wydanych na całoroczną konserwację.
Wtedy „zysk” jest już naprawdę zauważalny. Oczywiście wiem, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i w następnym roku znów kupię jakieś „niezwykle potrzebne” rzeczy 🙂
Co jednak chciałbym podkreślić, a trudno to ująć w jakiekolwiek tabelki finansowe:
– W ciągu tego roku zrzuciłem 20 kg. Nie znam bieżących cen tłuszczu, może ktoś podpowie przez co mam pomnożyć te 20? 🙂
– Na pewno zwiększyłem swoją kondycję, czyli w pewnym sensie podreperowałem stan zdrowia. Niestety, złamana w dwóch miejscach noga raczej stan zdrowia pogorszyła 🙂
– Po każdej jeździe, szczególnie teraz, zimą, gdy wyjeżdżam przed 6 i dojeżdżam rano do biura, baaaardzo wzrasta mi zadowolenie z siebie 🙂
Czyli mamy jakieś 210 razy podwyższony poziom hormonu szczęścia 🙂 Co prawda podczas każdej jazdy przynajmniej jeden raz mam podwyższony poziom hormonu stresu, ale co tam 🙂
Tak więc, jeżeli ktoś ma wątpliwości natury finansowej, to wystarczy się ubezpieczyć, albo nie mieć wypadków i dużo jeździć do pracy, a całe te duże, zaoszczędzone pieniądze będzie można przeznaczyć na dobry alkohol 🙂