Skąd tak głupi tytuł? Otóż zacząłem niedawno obserwować swoją kilkunastoletnią siostrzenicę na Facebook’u. Wiedziałem oczywiście od dawna, że Internet, a FB w szczególności, jest wspaniałym narzędziem, a zarazem pojemnikiem na wszystkie ścieki świata. Teraz jednak mam okazję zapoznać się z „ciekawostkami”, które nigdy by mi do głowy nie wpadły, gdyby nie obserwacja młodej panny.
Do napisania tego krótkiego wpisu oraz tak głupiego tytułu zainspirował mnie ten, „zalajkowany” obrazek:
Ma on około 28 tysięcy (!) polubień. Wyrywkowo sprawdziłem kilka profili i oczywiście wszystkie należą do osób bardzo młodych – wręcz dzieci. Nie mam pojęcia co dają te polubienia spierdolinie umysłowej, która tworzy takie rzeczy (a jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi) i mało mnie to interesuje, ale martwi mnie druga strona – odbiorcy tego typu „treści”. Dzieci, które są praktycznie rzecz biorąc zmuszane do polubienia tego obrazka, są nim także wręcz gwałcone. Mocne słowa, ale potrafię się wczuć w sytuację małego dziecka (bo sam takie dzieci mam) gdy ktoś sugeruje mu, że mogłoby chcieć śmierci kogoś bliskiego. Reakcja na takie stwierdzenie jest wręcz paniczna i związana z dużymi emocjami. Stąd takie nic nie warte świństwo zdobywa tak ogromną popularność.
Po co to w ogóle piszę? Jak wspomniałem – ja też mam dzieci. Nie mają jeszcze konta na FB, choć starsza córka coraz bardziej się o nie upomina. Staram się odwlec ten moment, ale wiem że to z góry przegrana walka – zresztą tak jak wspomniałem – FB czy Internet jest przede wszystkim użytecznym narzędziem. A żeby takie było i żeby choć trochę ochronić dziecko przed hienami tego pokroju co autor powyższego obrazka, należy poświęcić dość dużo swojego czasu, na filtrowanie treści oraz tłumaczenie dziecku o co w nich tak naprawdę chodzi. Na pewno zostawienie go samemu sobie na pastwę podobnych typów jest robieniem mu krzywdy. Jak dzieciak ma się bronić, skoro on jeszcze nie wie, że jest tylko narzędziem? W dzisiejszych czasach głównym strachem rodzica nie powinien być „pedofil czychający na placu zabaw”, bo takie zjawisko jest stosunkowo rzadke, ale właśnie ktoś karmiący dzieci tego typu obrazkami i z pewnością gorszymi jeszcze rzeczami.
Zachęcam Was do zwrócenia uwagi na aktywność Waszych dzieci w sieci. A tę notkę wstawiam także jako przypominajkę dla mnie z przyszłości 🙂
Tak się zastanawiałem, co to się porobiło, że taki obrazek na FB wrzuciłeś…
Cóż.. Nie polubiłem go – ale mamy wspólną babcię, więc może jak Ty polubisz to unikniemy problemu.
Problem jest również taki, że największym rakiem pejsbuka są różne rzeczy – filmy, obrazki, artykuły – które przekierowują na swoją stronę i informują, że należy dwukrotnie kliknąć X w celu zamknięcia reklamy. A tak właściwie jest to ukryty przycisk subskrybcji strony oraz zezwolenie na publikowanie w jej imieniu.
Pamiętam, że raz kiedyś sam się na to złapałeś i jakaś strona publikowała gównoposty w Twoim imieniu.
Tak czy inaczej – notatka, bo na artykuł trochę za krótkie, jest bardzo treściwa i rzeczowa. Jak zresztą większość rzeczy, które publikujesz.
Pozdrawiam 🙂
Dziękuję za miłe słowa. Rzeczywiście – nie mam czasu na dłuższe rzeczy i z konieczności tworzę takie protezy artykułów. Z drugiej strony, kto ma czas aby czytać moje długie wypociny? 🙂
Masz oczywiście rację z oszukańczymi stronami, ale myślę, że w tym przypadku to nie jest ważne – zauważ komentarz Kaliny do mojego posta na FB – on dokładnie potwierdza to co napisałem. Internet robi dzieciom wodę z mózgu – i to nie jest wina dzieci, a raczej nieprzygotowania ich do życia w Internecie przez rodziców/szkołę.
[…] Wydaje mi się, że był to głos wołającego na pustyni i większość z osób czytających ten komentarz uznała go za głos człowieka nieodpowiedzialnego. Zresztą nie był to pierwszy raz, gdy ostrzegałem o bardziej realnych zagrożeniach. […]